2 sierpnia 1943 roku wybuchł bunt w obozie śmierci w Treblince

Kto i w jaki sposób mógł w warunkach skrajnego terroru wzniecić bunt przeciwko obsłudze obozu śmierci? Jakie warunki musiały być spełnione, żeby jakikolwiek bunt był w ogóle możliwy?

Niemcy stosowali dwie metody, które powodowały, że do komór gazowych przez miesiące nieprzerwanie płynął strumień ludzi – bez protestu i oporu. Jedną było oszukiwanie przywożonych na śmierć. Do samego końca dawano im złudzenie, że przeżyją. Natomiast jakikolwiek opór równał się natychmiastowej śmierci, ponieważ drugą metodą było stosowanie terroru i przemocy. Droga od peronu kolejowego do komory gazowej odbywała się wśród krzyków i bicia. Trzeci czynnik wykluczający bunt był naturalnie „zainstalowany” w ludziach kierowanych do komór gazowych. Była nim nadzieja, która zawsze umiera ostatnia. U skazanych na śmierć, naturalny mechanizm psychologiczny podtrzymywał w nich wiarę, że uda im się przeżyć.

Bunt nie mógł więc być, oczywiście, rozpoczęty przez ludzi, których przywożono w wagonach na śmierć. Trzeba także pamiętać, że w większości przypadków byli to ludzie wycieńczeni nieludzkimi warunkami podróży, niedożywieni, spragnieni wody, często chorzy. Byli wystraszeni, zdezorientowani, bezbronni, niewiedzący, co ich czeka. Często wierzący niemieckim obietnicom, że jadą do obozów pracy „na wschód”, gdzie czeka ich życie w lepszych warunkach, niż w warszawskim getcie. Tacy ludzie nie byli, rzecz oczywista, ani zdolni do jakiegokolwiek buntu, ani w żaden sposób do niego psychicznie i fizycznie przygotowani. Mechanizm działania zarówno getta jak i obozu polegał na odebraniu ludziom jakiejkolwiek woli sprzeciwu. Najmniejszy protest, opieszałość, jakakolwiek odmowa natychmiastowego wypełnienia niemieckich poleceń, była karana błyskawiczną śmiercią na peronie lub w drodze do komór gazowych, które były przedstawiane jako łaźnie. Dlatego zdarzały się jedynie zupełnie sporadyczne przypadki niesubordynacji ze strony więźniów.

Jednak poza ludźmi skazanymi na natychmiastową śmierć, była jeszcze druga kategoria – tak zwani „Arbeitsjuden” (Jews for work). Niemcy dążyli do jak największego wykorzystania Żydów w proces ludobójstwa, jako darmowej siły roboczej. Dlatego z nadchodzących transportów wybierali stosunkowo najmniej wyniszczonych mężczyzn do prac obozowych.

U samego pomysłu funkcjonowania obozów śmierci istniało założenie, że wszelkie prace fizyczne będą wykonywane przez więźniów. To oni opróżniali wagony, odbierali bagaże od przyjezdnych, zabierali im odzież, strzygli kobiety, sortowali zagrabione przedmioty, ubrania i kosztowności. Wykonywali także wszelkie prace rzemieślnicze potrzebne obsłudze obozu. To byli więźniowie tzw. „dolnego obozu” i liczba ich wahała się od około 700 do nawet 1500 więźniów. Inna grupa (około 300 osobowa) spośród „Arbeitsjuden” była zatrudniona w tzw. „górnym obozie”. Opróżniali oni komory gazowe, pozbawiali zmarłych złotych zębów, grzebali ich ciała w zbiorowych grobach a w późniejszym okresie – palili je na metalowych rusztach.

Wszyscy ci ludzie byli traktowani przez niemiecką obsługę obozu z najwyższą brutalnością i okrucieństwem. Niemcy mordowali pod każdym możliwym pretekstem lub nawet bez powodu, wyłącznie po to, żeby odbierać im terrorem jakąkolwiek wolę oporu. Takie bezwzględne traktowanie „Arbeitsjuden” powodowało częste zastępowanie zamordowanych nowymi więźniami z kolejnych transportów. Pogarszało to poważnie „wydajność” pracy. Dlatego nowy komendant, który objął stanowisko we wrześniu 1942 roku zarządził utworzenie stałych komand roboczych. W tym samym czasie zmniejszono liczbę egzekucji „Arbeitsjuden”, a warunki ich życia uległy pewnej poprawie. W nowych warunkach, więźniowie mieli okazję lepiej się poznać i nawiązać przyjaźnie ułatwiające konspirację. Zarazem posiadali oni pełną wiedzę na temat funkcjonowania obozu.

W tej sytuacji więźniowie mogli zacząć myśleć o swoim losie. Wszyscy wiedzieli, że są potrzebni teraz, ale – znając historię niemieckich zbrodni w Treblince – są dla Niemców niebezpieczni, więc wkrótce będą musieli umrzeć. Ich los jest przesądzony i niedługo, gdy zabraknie kolejnych transportów Żydów przywożonych na śmierć, lub gdy zbliży się front, zostaną wymordowani. Właśnie wówczas dotarły do nich informacje o klęskach niemieckiej armii na froncie wschodnim. Likwidacja obozu stawała się coraz bardziej prawdopodobna. W tym samym czasie Niemcy zaostrzyli kontrole w obozie, co znacznie utrudniło, a nawet całkowicie uniemożliwiło indywidualne ucieczki. W tej sytuacji wśród Arbeitsjuden narodziła się myśl o zorganizowanym buncie i zbiorowej ucieczce. Dotarły do nich informacje o wybuchu powstania w getcie warszawskim. To stanowiło dodatkowy argument za podjęciem akcji. Jej plany omawiane były w nocnych rozmowach. W początku 1943 roku w „dolnym obozie” powstał „Komitetu Organizacyjny” powstania z inicjatywy i pod dowództwem lekarza – dr. Juliana Chorążyckiego, który jednak nie dożył wybuchu rewolty. Początkowo powstanie miało rozpocząć się 15 czerwca. Celem było podpalenie budynków, zniszczenie komór gazowych i zabicie personelu obozowego. Zrealizowanie tych celów dawało szansę na ucieczkę i być może dotrwanie w ukryciu do nadejścia Rosjan. Próbowano za pomocą komand pracujących w lesie nawiązać kontakt z okoliczną ludnością i – tak jak kupowano żywność – zakupić broń. Ten plan się nie powiódł. Zdecydowano, że broń musi zostać zdobyta wewnątrz obozu. Podczas naprawy zamka do drzwi pancernych w zbrojowni, więźniowie zatrudnienia jako ślusarze, zdobyli wzór klucza i zrobili jego kopię. Umożliwiło to wyniesienie z magazynu broni skrzynkę z granatami ręcznymi. Niestety, okazało się, że zapalniki do nich przechowywane są osobno. Później udało się zdobyć także zapalniki.  

Ostatecznie bunt wybuchł 2 sierpnia 1943 roku i wzięło w nim udział około 750 więźniów.

Samuel Willenberg tak wspominał po latach ten moment w książce „Bunt w Treblince”: „Nadszedł pamiętny dzień 2 sierpnia 1943 r. Było upalnie i słonecznie. Nad całym obozem Treblinka roznosił się odór spalonych, rozkładających się ciał tych, którzy przedtem zostali zagazowani. Ten dzień był dla nas dniem wyjątkowym. Mieliśmy nadzieję, że spełni się w nim to, o czym od dawna marzyliśmy. Nie myśleliśmy, czy pozostaniemy przy życiu. Jedyne, co nas absorbowało, to myśl, aby zniszczyć fabrykę śmierci, w której się znajdowaliśmy„.

Tak wspomina chwile przed wybuchem rewolty organizator i uczestnik buntu Samuel Rajzman: „Ostatnie korekty w składzie drużyn, ostatnie spojrzenia w kierunku grobów, palących się ciał, baraków mieszkalnych i marsz do pracy! Dziwna rzecz, że pierwszy raz po 12-miesięcznym pobycie w Treblince, koledzy czują się nie jako skazańcy, którzy mogą w każdej chwili zginąć, lecz jako ludzie, którzy decydują o własnym losie i kroczą do pracy wiedząc, że tylko liczone godziny dzielą ich od chwili dokonania odwetu. (…) Nastrój w grupach jest bardzo gorączkowy i podniecony, ale bez najmniejszej obawy przed niechybnie zbliżającą się śmiercią. (…)

Wobec podnieconego nastroju w obozie, kaci nasi zorientowali się widocznie, że dzieje się coś niepowszedniego, a specjalnie wywąchał sytuację Hauptscharführer Küttner, któremu ten nastrój wydał się podejrzanym. Latał też jak wściekły pies po całym obozie, aby wywąchać, co się święci.

W myśli przebiegają nam błyskawicznie obrazy nędznego życia w obozie i jasnym jest, że nikt z kolegów nie stchórzy i wykona swoje zadanie z pełną świadomością i odpowiedzialnością. Grupa nasza wcale nie zważa, że na wszystkich wieżach obserwacyjnych stoją kaci przy karabinach maszynowych i że jesteśmy ze wszystkich stron otoczeni Ukraińcami i Niemcami. Jedynym dążeniem wszystkich jest chęć zemsty, zapłaty za naszych braci i siostry.

Wspominał Szymon Goldberg: „Miało się zacząć o 4-ej, ale się zaczęło o 2-giej, a zamiast gwizdka był strzał, bo jeden «Kuba» z Warszawy […] zdradził. Zabili go i żandarma «Kiwe» [tj. Hauptscharführer Küttner] właśnie kiedy, on mu opowiadał

Samuel Rajzman relacjonował wiele lat poźniej: „Słyszymy dawno upragniony strzał przy bramie głównej naszych baraków. W ślad za tym silne detonacje rozrywających się granatów i w tej samej sekundzie, ludzie mojej grupy, która była w posiadaniu broni, natychmiast zajmują swoje posterunki. Pierwszy strzał pada z karabinu tow. Monka z Warszawy, który celuje do Zugwachmana ukraińskiego, kładąc go trupem na miejscu. Ukraińcy zostali zaskoczeni wypadkami, tym bardziej, że cała nasza grupa rzuciła się z głównym „hurra” na oprawców. Granaty od razu detonowały i cały obszar północnego obozu stanął natychmiast w jednym kotłowisku dymu i płomieni. Dokładnie obserwowałem, że jednocześnie we wszystkich stronach obozu zaczęły się pożary i ciężka zasłona dymu okryła cały obóz. Wyglądało to jakby opatrzność nareszcie ujęła się za naszą krzywdę i za miliony niewinnie zamordowanych kobiet i dzieci.

Powstańcy zaatakowali wachmanów, nie wiadomo, czy i ilu udało się zabić. Więźniowie podpalili obozowe budynki, niestety nie udało się im zniszczyć komór gazowych. Niemcy i Ukraińcy zaczęli ostrzeliwać buntowników. Cała rewolta trwała około 20-30 minut. Więźniowie, którzy nie zostali zastrzeleni, wybiegli z obozu. Niemcy ruszyli za nimi w pościg.

W sumie z około 850 więźniów, będących wówczas w obozie, około 350–400 zginęło podczas rewolty, w tym jej lider po śmierci dr. Chorążyckiego, czyli inż. Galewski. Z obozu uciekło prawie 400 więźniów, około stu z nich udało się zmylić pogoń. Wojnę przeżyło prawdopodobnie 70 z nich. Dzięki nim świat dowiedział się o zbrodni ludobójstwa, popełnionej przez państwo niemieckie w Treblince.

Po stłumieniu rewolty, Niemcy skierowali do Treblinki jeszcze kilka transportów i zagazowali ponad 7 tysięcy Żydów z getta w Białymstoku. W listopadzie obóz został zlikwidowany, przede wszystkim dlatego, że akcja Reinhardt, czyli plan wymordowania polskich Żydów, została zakończona. Jesienią 1943 r. Niemcy rozebrali wszystkie budynki, łącznie z komorami gazowymi, a teren obozu zaorali i obsiali łubinem, żeby zatrzeć ślady swojej zbrodni. To im się nie udało, bo ostatni uczestnik powstania, Samuel Willenberg, zmarł w roku 2016 i do końca życia opowiadał, jako naoczny świadek, o niemieckim ludobójstwie.

Fotografia: Wywózka z getta warszawskiego (Umschlagplatz) do Treblinki, lato 1942

Dodaj komentarz