Beata Chomątowska pochyla się nad Rabką, niegdyś Rabką-Zdrój – urokliwym uzdrowiskiem dziecięcym na południu Polski i w sposób fascynujący udowadnia, że w beczce wód solankowych pływa niejedna łyżka dziegciu.
Miasto Dzieci Świata kojarzy mi się z obozami pionierskimi w dawnym ZSRR – krainą sztucznego miodu, propagandowym obrazkiem. Podobnie było w Rabce. Medialnej sielance przeczą wspomnienia i listy dawnych kuracjuszy, skarżących się na nudę, tęsknotę za bliskimi, surowe traktowanie przez personel, a nawet głód.
Zwraca uwagę nawracająca troistość Rabki. Począwszy od podziału ludności na “pnioki”, “krzoki” i “ptoki”, czyli lokalsów z dziada pradziada; przyjezdnych, którzy w Rabce zapuścili korzenie; sezonowych gości: turystów i kuracjuszy.
W czasie wojny rabczańskie dzieci dzielą się na trzy kategorie: niemieckie, zwożone z terenów zagrożonych alianckimi bombardowaniami; polskie, mające limitowany dostęp do leczenia; romskie i żydowskie, starające się nie rzucać w oczy: zamieszkujące obrzeża miasta, lub ukrywające się.
Trójpodział utrzymuje się także po 1945 roku – na miejscowe dzieci, instytutowe rodziców lekarzy, pacjentów sanatoryjnych.
Wracają mali Żydzi – ocalałe z Holokaustu gruźlicze sieroty, wysyłane do Rabki na kolonie przez Komitet Pomocy dla Ludności Żydowskiej w Krakowie. W sierpniu 1945 roku trzy wille przy ulicy Słonecznej (co za ironia!) zostają zaatakowane przez niby-harcerzy, niby-patriotów, a po prawdzie niewyżytych na wojnie synów wpływowych lokalnych obywateli; antysemitów podburzanych przez polonistę Chodaka i katechetę Hojała; znających teren, uzbrojonych i bezwzględnych.
Potomkowie prowodyrów i agresorów wciąż żyją, stąd pewnego rodzaju odium, które ciąży na Rabce. Z drugiej strony regionalista, pasjonat i filosemita, mieszkający – nomen omen w budynku dawnej mykwy – Narcyz Listkowski cieszy się powszechnym poważaniem.
Cyfra “3” dotyka także miejsc. “Tereska” – przedwojenne gimnazjum dla dobrze urodzonych panien, w czasie wojny siedziba hitlerowskiej Szkoły Dowódców Policji, po wojnie przedszkole i seminarium dla przedszkolanek. Miejsce rozstrzeliwań, lub plac zabaw – na dziedzińcu tego samego budynku.
Coś tracimy (posadzka z Gwiazdą Dawida), a coś odzyskujemy (schody do nieistniejącej bóżnicy) – po latach, z głupoty, przypadkiem. Słowa-klucze: uważność, szacunek – ich wykres to sinusoida – także w Rabce – jak wszędzie, jak w życiu.
Chwała i upadek, piękno i brzydota, minione i ocalone, plecionka adresów, nazwisk, opowieści… Książka Chomątowskiej przesądziła – moją następną podróżniczą destynacją będzie Rabka!
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.
