Paradoks Brauna

Chanuka 2025 kończy się w poniedziałek. To święto namieszało trochę w polskiej, lokalnej polityce ostatnich dwu lat.

Jest w tym pewien paradoks. Zauważy go niewielu, bo niewielu wie, o co naprawdę chodzi w Chanuce.

Tym paradoksem jest fakt, że gdyby Grzegorza Brauna nie zaślepiała awersja do Żydów i ignorancja, powinien domagać się zapalania świec chanukowych, a nie je gasić.

Dlaczego?

Bo Chanuka jest opowieścią o wojnie kulturowej, w której religijni tradycjonaliści wygrywają z „postępowcami”, głoszącymi multikulturalizm. Wojna ta trwa do dziś. Chanukowy konflikt jest jak najbardziej obecny w naszym świecie. I w tym konflikcie Braun powinien stawać po stronie tradycjonalistów żydowskich (Machabeusze) przeciwko „postępowcom” (stronnictwo jerozolimskich elit i ich greckich mecenasów). Powinien stawać, gdyby nie jego wspomniana ignorancja i antyżydowskość, które popychają go na manowce. Przecież prezentuje się jako katolik-tradycjonalista. Taki bliski mentalnie właśnie Machabeuszom – obrońcom tradycji religijnej, zwolennikom świętości każdego ludzkiego życia, tradycyjnego podziału ludzi na dwie płci, nieakceptowania związków homoseksualnych. Przeciwieństwem są Grecy, których tradycja zezwalała na eliminację kalekich dzieci (tak! – na antycznych Greków powołuje się australijsko-żydowski filozof Singer postulując eliminację niechcianych noworodków) i tolerowała homoseksualizm (w modelu „dorosły mężczyzna i chłopiec-eromenes”).

Hellenizm przyciągał wyższe warstwy żydowskie Judei, którym imponowały uniwersalizm i nowoczesność grecka.
Skojarzenie oczywiste: ta uniwersalna kultura grecka jest antycznym odpowiednikiem współczesnego, postreligijnego świata zachodniego, który jest atrakcyjny i antyreligijny.

Natomiast judaizm – jak dziś katolicyzm – stawał się wówczas synonimem zaściankowości, plemienności i zacofania w oczach nie tylko greckich najeźdźców, ale także klas wyższych i niektórych kapłanów. Paul Johnson pisze w „Historii Żydów”, że „reformistyczni intelektualiści” żydowscy uważali, iż „Tora pełna jest bajek i absurdalnych zakazów i nakazów”. Myśleli o religii żydowskiej zupełnie jak dzisiejsi ateiści czy antyteiści o katolicyzmie. A o jej wyznawcach – jak współcześni postępowcy o „moherowych babciach”. Z kolei ci zhellenizowani Żydzi w swojej krytyce religii przypominali właśnie „postępowców” europejskich. Bo też jest to zjawisko obecne we współczesnej kulturze: chrześcijaństwo, szczególnie katolicyzm, są dziś traktowane w kategoriach zaściankowości przez kontynuatorów ideałów greckich.

Czyli miejsce Brauna, wedle wszelkiej logiki, powinno być po stronie walecznych obrońców judaizmu.

Wiadomo: nie jego święto, nie jego religia, ale mimo z Machabeuszami dzieli podstawowe, judeochrześcijańskie wartościi. Co najmniej stara się sprawić takie wrażenie.

Jednak antyżydowskość i ignorancja okazują się silniejsze od logiki. Ale to wiadomo od zawsze 🙂

Jakkolwiek jest jeszcze jedno wytłumaczenie: może ten cały „front gaśnicowy” to po prostu sprytne i cyniczne posunięcie ze strony Brauna. Przecież apelowanie do antyżydowskich uczuć jest w polskiej polityce wykorzystywane od zawsze do zdobycia rozgłosu i popularności u części wyborców.

P.S. Braunowi nie chodziło o sprzeciw wobec poglądów r. Schneersona. Gdyby to o poglądy tego rabina chodziło, zniszczyłby jego portret, a nie gasił świec chanukiji. Schneersona „dorobił” później – pod obronę w sądzie.

Paweł Jędrzejewski

21 grudnia 2025

Dodaj komentarz