“(…) z natury bardzo rygorystyczny” – powiedziała o Janie Sehnie jedna z protokolantek. Nie poznamy go jako człowieka. Żonaty, bezdzietny, dużo palił, fascynował się kryminalistyką, posiadał spore umiejętności interpersonalne, owocnie współpracując z Brytyjczykami, Amerykanami, Niemcami i przede wszystkim komunistycznymi władzami Polski.
To, co poznamy – to świetnie i z pasją wykonywaną pracę sędziego śledczego, koncentrującą się na tropieniu nazistów i jej wynik – wyroki śmierci dla wielu kluczowych zbrodniarzy niemieckich: Rudolfa Hössa, Amona Götha, Josefa Bühlera, Marii Mandl, Maxa Grabnera, Arthura Liebehenschela, Ernsta Boepple, Gerharda Maurera.
Już w czasie II wojny światowej Rząd RP na uchodźstwie gromadził dowody zbrodni popełnianych w okupowanej Polsce, tuż po jej zakończeniu alianci rozpoczęli proces denazyfikacji, prześwietlając niemieckie społeczeństwo. Zbrodniarze próbowali uciekać, lub przeczekać, udając np. robotników rolnych. W ich identyfikacji pomagał, równocześnie zabiegając o ekstradycję Jan Sehn.
W Polsce przeczesywał miejsca zbrodni: tereny dawnych obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i “Płaszów”, a także opuszczone niemieckie firmy, jeździł na tzw. Ziemie Odzyskane, wszędzie gromadząc dowody. Wiedział, jak łatwo znikają, ulegając zniszczeniu lub grabieży.
Wraz z pomocnikami zbierał wszystkie zapisane kartki, dopiero później szacował ich wartość. Obozowe akta i inne dokumenty wydobywał ze śmietników, kloak, pogorzelisk, zalanych piwnic, strychów baraków. Dowodami były ruiny krematoriów na równi z ich planami budowy, puszki po cyklonie B, kosztorysy firmy Topf & Söhne, wyniki badań znalezionych w obozie włosów ofiar na obecność cyjanowodoru, szkodliwości dostępnej na terenie obozu wody.
Pracował niestrudzenie, rzetelnie, metodycznie; był profesjonalny i dobrze przygotowany do rozmów, potrafił także dotrzeć do oskarżonych, zaskarbić sobie ich przychylność. Nie był maszyną do zadawania pytań, na marginesie stenogramu przesłuchania potrafił dopisać: “łajdak!”.
Bogaty materiał źródłowy wykorzystywał także do publikacji – chciał, by wiedza o zbrodniach dotarła do jak największej liczby odbiorców, także potencjalnych świadków w kolejnych procesach. Pisał przystępnie, wykorzystując rysunki, fotografie, tabele.
To jemu zawdzięczamy sprowadzenie do Polski licznych dokumentów dowodowych i historycznych, m.in. dziennika Hansa Franka, a także współukrycie dla potomnych przedmiotów po oficerach zamordowanych w Katyniu.
Inni mogli liczyć na pomoc Sehna. Wsparł proces 22 mężczyzn z Auschwitz, który odbył się w 1963 roku we Frankfurcie nad Menem. Udostępnił oryginały obciążających dokumentów, podpowiedział nazwiska świadków, zorganizował wizję lokalną w Auschwitz. Niezwykle ceniony i… chyba lubiany. Jego przedwczesna śmierć dla wielu była szokiem i niepowetowaną stratą dla międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości.
Historia śledztw i procesów, czy mini portrety psychologiczne sprawców (najciekawszy Rudolfa Hössa) nie przesłaniają ani na moment głównego bohatera książki. Jan Sehn był niewątpliwie kimś ważnym i wyjątkowym, ale to Filipowi Gańczakowi udało się nie tylko wydobyć go z zapomnienia, ale przede wszystkim fascynująco i pierwszoplanowo pokazać.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.