„Wesele” Wojciecha Smarzowskiego jest filmem boleśnie nieudanym. Gdy porusza się tak ważny temat (tragiczne relacje polsko-żydowskie), same dobre intencje nie wystarczą – trzeba koniecznie mieć pomysł, jak to z wyczuciem zrobić, a gdy go się nie ma, to lepiej ominąć ten temat z daleka.
Smarzowski zdecydowanie nie miał dobrego pomysłu, dlatego moim zdaniem o jego filmie nie da się powiedzieć wiele dobrego, natomiast można wskazać w nim mnóstwo złego: jest wyzywająco stereotypowy, schematyczny, natrętnie moralizatorski z oczywistymi, nachalnymi, dydaktycznymi tezami, które twórca powtarza w filmie w sposób toporny i do znudzenia. Rzekłbym nawet, że film jest z ducha prymitywnych propagandówek. Aż trudno uwierzyć, że twórca tego nie dostrzegł i nie zniszczył kopii filmu przed premierą. Ponadto film jest niespójny wewnętrznie, dramaturgicznie się sypie, bezradność reżysera widać w tym, jak skleja ten film z zupełnie obcych stylistycznie i fabularnie fragmentów. Trwa współczesne wesele, seniorowi rodu mieszają się z teraźniejszością wspomnienia sprzed 80 lat (to jest główna oś filmu), ale na ekranie, gdy trzeba widza pouczyć jakimś autorytetem, to deus ex machina pojawia się np. Norwid lub Piłsudski. Ten eklektyzm dowodzi bezsilności autora. Ponieważ nie wie, jak uzyskać klarowność, decyduje się na jej przeciwieństwo i miesza wszystko, co mu się nawinie pod rękę. A co z najważniejszą tezą filmu? No cóż… przez ponad dwie godziny trwa natrętne walenie widza po głowie obrazami prymitywnego, discopolowego wesela z obowiązkowym pijaństwem i porubstwem, w celu przekonania go, raz za razem, że ludzie są paskudni, wstrętni – rasistowscy, ksenofobiczni, antysemiccy, nienawistni, chciwi, zakłamani, mściwi – i na zawołanie gotowi do zrobienia każdego świństwa. Przenoszenie się w warstwie retrospekcyjnej w lata okupacji i Zagłady przekonuje, że ludzie zdolni są także do zbrodni. To jest powtarzane znów i znów. W dodatku reżyser obwieszcza nam o tym z tajemniczego powodu przekonany, że jest to jakaś niebotyczna rewelacja – jakieś jego wielkie odkrycie. I oczekuje, że widz będzie powalony tą diagnozą. Jakby tego nie było dość, reżyser przekonuje, że ta diagnoza wyjątkowo silnie dotyczy współczesnej Polski. Pojawiają się postacie schematycznie i karykaturalne (cyniczny i ksenofobiczny ksiądz, faszyzujący kibole, przeżarta korupcją policja). W końcu wszystko, co wstrętne na ekranie, dzieje się tu i teraz. To natrętne zawężanie uniwersalnej prawdy do polskiej historii i współczesności, jest kolejną słabością tego filmu.
Niestety, Smarzowski przyjmuje w „Weselu” skatologiczną perspektywę etyczną i turpistyczną perspektywę estetyczną. Największą satysfakcję daje mu babranie się w moralnych odchodach. Nawet gorzej, bo nie tylko moralnych, ale także w wymiarze całkiem dosłownym i to zupełnie bez żadnego fabularnego i dramaturgicznego uzasadnienia. No bo dlaczego starcowi, który uratował żydowską dziewczynę podczas pogromu w 1941 (nawiązanie do Jedwabnego), nakazuje zanieczyścić swój garnitur na ślubie wnuczki i zostać wywiezionym z wesela do domu w celu założenia pampersa? Po co? Co z tego wynika?
Dlaczego reżyser zmusza nas do zobaczenia na ekranie stosunku knura z człowiekiem? Czego w tym krótkim ujęciu dowiadujemy się istotnego o czymkolwiek lub kimkolwiek? Niczego się nie dowiadujemy i nic z tego nie wynika. Smarzowski językową wulgarnością, alkoholowym bełkotem, przypadkowym seksem, prymitywizmem i chamstwem jest po prostu zafascynowany. Sceny wesela wykorzystują pomysł z jego filmu pod tym samym tytułem z roku 2004. Na tym koncepcie sprzed lat, który wówczas się sprawdził a obecnie razi schematyzmem, zostaje zawieszona opowieść o zbrodni dokonanej w 1941 roku w miasteczku na Podlasiu przez część Polaków – podpuszczonych przez Niemców – na Żydach, z których część współpracowała z Sowietami w wywózkach i prześladowaniach Polaków w roku 1940. Te okrutne sceny zbrodni (sekwencje wspomnieniowe) mogłyby mieć siłę, ale gubią ją w tandetności i kiczowatości całego filmu.
Smarzowski chce nam w ostatecznej konkluzji „Wesela” bardzo wyraźnie powiedzieć, że zło potencjalnie trwa w ludziach nadal. I w każdej chwili może wrócić. Czy to jest prawda? Tak. Jak najbardziej. Taka jest obrzydliwa prawda. Potwierdza się ona stale w różnych miejscach Ziemi: Rwandzie, Srebrenicy, Iraku, Afganistanie. Gdy ludzie mogą robić to bezkarnie – mordują się nawzajem. Ale – paradoksalnie – obrzydliwość tego nieudanego filmu zniechęca nas do przejęcia się tą tak ważną i uniwersalną prawdą.
Paweł Jędrzejewski
Wstydzę się, że jestem Polką, a recenzje są różne. Zło właśnie wróciło, kiedy ten nierząd patrzy spokojnie jak umierają dzieci na granicy z Białorusią!
PolubieniePolubienie
Redaktorzy Wyborczej znowu dorwali się do komputera…
Cieszę się, że prawda o Smarzowskim przebija się. U mnie w kinie na seans raptem 4 miejsca zajęte. Cała sala pusta. Smarzowski nie umie. Nie umie inaczej robić filmów – Smarzowski to taki Patryk Vega dla pseudointeligencji.
Wszystkie filmy robi tym samym schematem. Nie wiem, gdzie wychował się Smarzowski, co go spotkało w dzieciństwie. Ale nie trzeba być wybitnym psychiatrą aby zauważyć, że coś jest „nie tak” z jego psychiką. Gdy dziecko w przedszkolu na 100 rysunków na każdym rysuje czarną postać, coś nam to mówi. To nie jest normalne. Coś siedzi w psychice takiego dziecka. Tak samo jest ze Smarzowskim. Coś brzydkiego siedzi w jego psychice. W ramach nieświadomej auto-terapii próbuje ten swój bród przypisać wszystkim innym.
Ze mną się to nie udało i nie uda się. Smarzowski jest chory, a jego „twórczość” to zapiski patologicznego szaleńca.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A to coś nowego napisałeś i dla mnie jest to ciekawe i być może masz rację.
PolubieniePolubienie
yikes
PolubieniePolubienie
Jestem dumny, że jestem Polakiem, a takie filmy tylko mnie utwierdzają w przekonaniu, że nie mam się czego wstydzić. Moja rodzina poznała co to jest ludobójstwo ukraińskie, moja babcia przeszła obóz i pracę przymusową w III Rzeszy, mój dziadek walczył na froncie. Nie zrobili Żydom nic złego, a od paru lat Żydzi w kółko opluwają Polaków i przypisują najgorsze instynkty. Dlaczego komuś zależy, żeby prawda nie była odkrywana, lecz zastępowana nienawistnym stereotypem? Sianie nienawiści i robienie obrzydliwej propagandy przeciwko Polakom może zaowocować obrzydliwością i nienawiścią między ludźmi. Nie ma w tym nic dobrego.
PolubieniePolubienie
@sagula – nie dziwię Ci się, że wstydzisz się, że jesteś Polką. Chamska Hołota ma to w genach i we krwi.
PolubieniePolubienie
Przyznać się za granica, że jest się polakiem to od razu biorą cię za wyznawcę bolszewickiego PiSlamu.
PolubieniePolubienie