Źli Żydzi – Emily Tamkin

Dawno, dawno temu było prościej, istniał bowiem jeden nurt judaizmu – judaizm rabiniczny. W XVIII wieku narodził się chasydyzm, a w wyniku Haskali (oświecenia żydowskiego) w XIX wieku powstał judaizm reformowany. Chasydzi nie lubili się z talmudystami, ale prawdziwą “wojnę” wypowiedzieli – o dziwo łącząc siły – dopiero maskilom, czyli Żydom postępowym. Dość powiedzieć, że dzisiaj mamy i takie zjawiska, jak kobiety rabinki, czy świeckich Żydów. 

Analizując żydowską tożsamość w Stanach Zjednoczonych Ameryki Emily Tamkin używa prowokacyjnego określenia “źli Żydzi”, które odnosi się nie tylko do relacji zewnętrznych – pomiędzy Żydami i gojami, ale i wewnętrznych – podzielonej żydowskiej społeczności.

Dlaczego “źli”?! Bo wszystko można przekuć w zarzut wobec Żydów, wszystko obrócić przeciwko nim.

Pierwsza rysa na szkle – kwestie emigracji do Izraela. Niewielu Żydów z amerykańskimi paszportami przeniosło się na wschód. Kto chciałby zakładać kibuce i ciężko pracować na roli?! To była opcja dla “gorszych”: Żydów galutowych, rosyjskich, Mizrahi. Świetnie, że powstało państwo Izrael, ale… nie dla nas, przecież mamy już swoją ojczyznę, swój raj na ziemi.

Z drugiej strony wyrzuty sumienia i poczucie misji – przetrwaliśmy Holokaust, powinniśmy zatem przechować judaizm i żydowskie wartości. Jak? Podkreślając rolę uzupełniającej edukacji żydowskiej, stawiając opór wobec mieszanych małżeństw, popierając syjonizm i Izrael. Nie można jednak chwalić go bezkrytycznie.

Kolejny zgrzyt – antysemityzm, lub choćby tylko dystans wobec kolorowych Żydów – o afrykańskich, lub hinduskich korzeniach. Amerykański Żyd to z automatu biały Aszkenazyjczyk wywodzący się z Europy Wschodniej i… Lower East Side w Nowym Jorku. 

Tymczasem sabry (urodzeni w Erec Israel) kpią zarówno z “gorszych” napływowych Żydów, jak i “lepszych” amerykańskich. To my czynimy sobie tę ziemię poddaną… to my jesteśmy jej solą…

Dwie najważniejsze myśli, z którymi czytelnik powinien zakończyć lekturę “Złych Żydów”: nie istnieje żadna wspólnota rozumiana jako monolit, lub hegemonia, mamy jedynie do czynienia z wieloma różnymi Żydami. Z kolei tożsamość żydowska to proces – ustalania, cofania się i ruszania do przodu, spokojnej identyfikacji, lub stawiania czoła, wewnętrznej zgody, lub walki z samym sobą.

Książka kusi, by postawić tezę, że najtrudniej być Żydem w XXI wieku.

Aleksandra Buchaniec-Bartczak

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.

Dodaj komentarz