W trakcie lektury przydarzył mi się freudyzm, a wiadomo, że freudyzm z definicji nie jest przypadkowy. Na pytanie męża, co czytam odpowiedziałam “Płaczki” zamiast “Płuczki”.
Płaczki żydowskie w orszaku żałobnym to ważny element tradycji. Tylko kto miałby rozpaczać nad masowym grobem, w dodatku wielokrotnie zbezczeszczonym? Chyba tylko przyzwoici goje wstydzący się za tamtych gojów, dla których “ziemia była nasączona złotem”. Nie krwią ofiar, złotem!!!
Chodziło się “na icki”, “żydki”, “na Kozielsko” – jak do pracy, a że opłacalnej, to i szło się ochoczo. Proceder był powszechny. Do tego stopnia, że miejscowi walczyli z przybyszami o dostęp do miejsc, w których warto kopać. Ręką, grabkami, szpadlem; pojedynczo, albo w grupach zorganizowanych – fachowo. Głębokie doły, ziemne półki, dwuetapowa selekcja “żużlu”.
Bo spalone ofiary były “żużlem”, “węglem”, a niespalone “rąbanką”, którą należało rozczłonkować. Kłopotliwa masa ciał… W tytułowych płuczkach, czyli dołach z wodą przepłukiwano kości, ziemię, szczątki, popioły, żeby nie przeoczyć najmniejszej zdobyczy: monety, kolczyka, pierścionka, zęba.
I tak aż do lat 70-tych, a nawet 80-tych, choć wtedy milicja jest już bezlitosna. Polska nie może sobie pozwolić na skandal. Pomnik w Bełżcu, oficjalne delegacje, kwiaty contra drugie pokolenie kopaczy. Zapadają 2-3 letnie wyroki skazujące.
Czy to było zło? – pyta Autor. Religijny patriota – oto profil przeciętnego kopacza, który niedzielę święcił, jak ksiądz przykazał. Ten sam ksiądz, który “na icki” chodzić nie zabraniał. Poza tym chodzili wszyscy (nieprawda)… była bieda (owszem, ale nikt z głodu nie umierał)… tłumaczono się jak w przedszkolu. Przedwojenny agresywny antysemityzm, wojenna demoralizacja i powojenne bezprawie odczłowieczyły żydowskie ofiary, z którymi można było zrobić wszystko.
Niektórzy mówią o grzechu i zemście: “na krwi przelanej się nie zbudujesz”. Ludzie nie znali wartości złota, często sprzedawali do skupu za bezcen. Pieniądze głównie przepijali, ktoś kupił sweterek, świnię, nowy dom. Choroby, śmierć i samobójstwa interpretowano jako karę “za icki”.
W “Płuczkach”, które są zapisem relacji sprawców, a także sięgają do akt procesów sądowych wytaczanych kopaczom z Bełżca i Sobiboru odnalazłam bohaterów “Malowanego ptaka”. Realnych, lecz równie demonicznych, co u Kosińskiego. Oto fikcja stała się prawdą i zamieszkała między nami…
To bezspornie najważniejszy tegoroczny reportaż.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora.