Prawa do książki wykupił nowojorski Penquin Random House, jeszcze zanim została napisana, zaś możliwość jej ekranizacji negocjują hollywoodzkie wytwórnie. Bez wątpienia stała się reporterskim i wydawniczym sukcesem.
Różne kontynenty, kultury, religie… Jeden wspólny mianownik, dwa. Dyktator i jego kucharz. Nieeeeee! kucharz i jego dyktator, bo to książka o szefach chochli w służbie szaleńców o nieograniczonej władzy.
“W kuchni to ja byłem dyktatorem” – wyznał Otonde Odera, gotujący na dwóch ugandyjskich “dworach” – Miltona Obote i Idiego Amina. Poza władzą na swoim terenie motywowało ich prestiżowe miejsce pracy, apanaże, zaś w ryzach trzymał strach o własne życie.
Kucharzowi warto (trzeba?) ufać. Co w tej sprawie robili panowie życia i śmierci? Pol Pot rozkochał w sobie młodziutką Yong Moeun, wychodząc z założenia, że zaangażowanie uczuciowe zminimalizuje ryzyko otrucia.
W Ugandzie zatrudniono kucharza z Kenii wierząc, że obcokrajowca nie obchodzą losy innego państwa, a jedynie zasobność własnego portfela.
Podwładnych trzeba uzależnić od reżimu, przede wszystkim materialnie. Nazwą to potrzaskiem, lub złotą klatką, ale na pewno nie odejdą, nie zdradzą, mając zbyt wiele do stracenia.
Dyktatorzy zarządzają głodem, który staje się potężnym politycznym narzędziem – przysłowiowym kijem; żywność zaś – nomen omen – marchewką.
Nie wystarczy być świetnym fachowcem, trzeba jeszcze czymś się wyróżniać. Pan K – pragnący ukryć swoją tożsamość kucharz Envera Hodży starał się gotować, jak matka dyktatora; przywoływać wspomnienia tym, co na talerzu.
Kucharka Pol Pota uważa, że nie ma sensu odwiedzać jego grobu; dusza już dawno mieszka w innym ciele. Wrócił, jest wśród nas. To bodaj najważniejsze ostrzeżenie płynące z wywiadów Szabłowskiego; wiara w reinkarnację nie ma tu nic do rzeczy.
Do przepisów na ulubione potrawy swych chlebodawców, kucharze dorzucają jeszcze jeden – na wojnę. Jak dochodzi do jej wybuchu? “Każdy chce, żeby jego garnki stały bliżej ognia.”
Hodżę, Amina, Castro spotkacie w szkole, biurze, parku, kawiarni, na wyborczej mównicy, a czasami we własnym domu; dlatego o psychopatach warto wiedzieć jak najwięcej.
Z niepokojem obserwuję popularny ostatnio trend przemilczania nazwisk zbrodniarzy i miejsc z nimi związanych; krytykowania powstających na ich temat publikacji, w tym biografii, pamiętników, wspomnień. Szlachetne? Przede wszystkim sztuczne. Z empatią dla Ofiar można badać wszystko, przyglądać się każdej patologii, czytać każdą biografię mordercy. Kręgosłup moralny i właściwa optyka wystarczą.
Poza tym nie możemy udawać, że oni – ci straszni! – nie istnieli/ istnieją; nie byli/są ludźmi mającymi poparcie; wygrali/wygrywają legalne wybory. Blokuje nas strach przed ciemną stroną ludzkiej natury, przed spotkaniem z samym sobą i pytaniem: czy ja byłbym zdolny do takich czynów?
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.