Salomon Morel – ofiara i oprawca. Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie… O Hitlerze powstało mnóstwo książek, Anna Malinowska drąży temat nieoczywisty. Przy okazji wydobywa na światło dzienne zapomnianą, niechcianą prawdę o obozie pracy Zgoda w Świętochłowicach, przywraca Pamięć jego ofiarom. Niektóre z nich wciąż żyją.
Jak układało się życie Salomona Morela? W czasie wojny strasznie, jak w przypadku większości Żydów. W egzekucję jego bliskich w grudniu 1942 roku zamieszani byli mieszkańcy rodzinnego Garbowa. Inni – zamożna rodzina Tkaczyków pomogła przetrwać Szlomie. Nigdy im tego nie zapomni. Jako prominentny pracownik więziennictwa pomaga, w czym tylko może, utrzymuje serdeczne relacje, odwiedza, biesiaduje, wspomina.
Po wojnie rozpoczyna karierę w służbach więziennych, szybko dochodzi do tytułu naczelnika. Rządzi w kilku miejscach odosobnienia, m.in. w obozie pracy Zgoda w Świętochłowicach. Głównie tam zostanie zapamiętany jako potwór.
Gotowy obóz zostawił okupant – w czasie wojny pełnił funkcję filii Auschwitz. Nowa władza doceniła obiekt, przemianowując go na obóz dla folksdojczów, aczkolwiek trafiali doń także żołnierze AK, kobiety, a nawet dzieci. Kategoria “folksdojcz” także nie była jasna, komuniści traktowali tak każdego nieomal Ślązaka. Tym samym wielu więźniów nie miało na sumieniu żadnej zdrady, a tym bardziej żadnego przestępstwa.
Powiedzieć, że Morel rządził obozem twardą ręką, to powiedzieć za mało. On sam i jego podwładni znęcali się nad osadzonymi, głodzili ich, torturowali. Gwałcono kobiety, upokarzano mężczyzn, dzieci czyniono sierotami. Nikt nie próbował powstrzymać szalejącej epidemii tyfusu.
W listopadzie 1945 roku obóz Zgoda pustoszeje. Dziś jedyną jego pozostałością jest brama i… powszechna zmowa milczenia. Zeznania i brak zeznań, świadkowie i brak świadków, proces i brak procesu, próba ekstradycji i sprzeciw Izraela… Dlaczego ludzie wciąż się boją? Czego, lub raczej kogo?
Prywatnie Morel został zapamiętany jako człowiek uprzejmy. W młodości wesoły i dowcipny, na starość nie szukający towarzystwa innych osób. Chyba że Żydów w katowickim TSKŻ, ale i tutaj bez zbytniego angażowania się w relacje. Przymusowa emerytura po 1968 roku będzie dla niego zawodowym ciosem. Na szczęście ma rodzinę – cichą żonę i troje dzieci, wśród nich ukochaną córkę Danutę – artystkę, która murem stoi za ojcem, usprawiedliwiając, a częściej jeszcze wypierając prawdę o jego świętochłowickiej przeszłości.
“Czy można w pracy, przed wejściem do domu, zostawić własne okrucieństwo?” – pyta jeden z byłych więźniów. Dramatyczna przeszłość, nieprzepracowana najpewniej trauma nie są żadnym usprawiedliwieniem sprawcy. Salomona Morela nigdy nie spotkała kara większa niż anonimowe groźby. Dobrze, że o osąd tej postaci pokusiła się Autorka “Komendanta”; dobrze, że ta sprawa ujrzała światło dzienne, a ofiary w końcu mogły zostać wysłuchane.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora.