Niewiele brakowało, by jako trzylatek utopił się w beczce z deszczówką. Taka śmierć była mu pisana, tyle że sześćdziesiąt pięć lat później w kurorcie Bertioga, w brazylijskich wodach Atlantyku.
Josef Mengele, bo o nim mowa – zdołał umknąć Sprawiedliwości. Biografia pióra Ulricha Völkleina odpowiada między innymi na trudne i bolesne pytanie, jak to było możliwe.
Z Górnej Bawarii przedostał się tzw. szczurzym szlakiem do Ameryki Południowej. Wojennych zbrodniarzy systemowo wspierał Watykan i wpływowi sympatycy nazizmu. Często także zwykli niemieccy obywatele, rozczarowani porażką Hitlera, zmęczeni procesem denazyfikacji.
Przez cały czas ukrywania się Mengele mógł liczyć na pomoc dobrze sytuowanej rodziny. Mniej z miłości, bardziej dla medialnej ciszy i ochrony prowadzonych interesów. Sporo zawdzięczał sobie: samokontroli, życiu poniżej ambicji i standardów, intuicji podpowiadającej zmianę kryjówki, czy ucieczkę do kolejnego kraju, często wbrew pomysłom i planom bliskich. Wyciągał wnioski z ważnych wydarzeń: publikacja “Dziennika” Anny Frank i uprowadzenie przez Mosad Adolfa Eichmanna zintensyfikowały zacieranie śladów.
Białe rękawiczki, nienaganny wygląd, pejcz przy cholewce buta, gwizd melodii, które nie były szlagierami. Pasjonat selekcji, cyniczny morderca bez skrupułów, amator bliźniąt, karłów, anomalii w rozwoju fizycznym. Bieniaminek berlińskiego mentora, naukowiec wierzący w znaczenie swoich “badań”, a może tylko dostarczyciel preparatów i powierzchownie maskowany sadysta? W czasie wojny robił, co robił, bo… mógł. Im bardziej kontrastował z błotem Auschwitz, tym głębiej się w nim pogrążał.
Zdołał umknąć Sprawiedliwości… Mengele zdawał sobie sprawę, że złapanie go oznacza jedno – stryczek. Wszystko było lepsze od śmierci, a my możemy wygładzać sumienia i pocieszać się, że żył niczym zaszczute zwierzę.
W książce Ulricha Völkleina mocno obecny jest syn Mengelego – Rolf, od dziecka karmiony kłamstwami. Najpierw bajeczką o ojcu poległym na Wschodzie, potem historyjką o Wujku Fritzu, z którym spotkał się w Alpach. Nastolatkowi prawdę wyjawił w końcu ojczym, a rodzina zobligowała do milczenia. W 1977 roku odwiedził Josefa w Brazylii, klucząc, by zgubić potencjalny “ogon”. Całe życie kluczy, dlatego wiadomość o śmierci ojca przyjął z ulgą. Na tle innych dzieci nazistów plasuje się pomiędzy Gudrun Burwitz a Niklasem Frankiem.
Josef Mengele nieomal utopił się w dzieciństwie, mógł także zginąć w obozie. Chwila nieuwagi, broń w zasięgu ręki więźnia… Zabić Mengelego? Co to da?! Na jego miejsce przyjdzie inny, wielu innych…
Sporo pogłębionych refleksji po lekturze – oto najwłaściwsze podsumowanie książki Ulricha Völkleina.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka.