Bruno Schulz w oczach świadków – Archiwum schulzowskie

Ludzie listy piszą, kropla drąży skałę, cierpliwość popłaca – w tych stwierdzeniach można zamknąć opowieść o Jerzym Ficowskim schulzologu. Za pośrednictwem ogłoszeń prasowych, z których pierwsze ukazały się w 1948 roku poszukiwał informacji o Brunonie Schulzu i jego ocalałej spuściźnie. 

Latami marzyłam o tym, żeby „dorwać się” do owego archiwum, i oto – proszę! Mam przed sobą spełnione marzenie – 380-stronicowy (nie licząc przypisów i ilustracji) tom, nowość i niekwestionowany rarytas wydawniczy oficyny słowo/obraz terytoria. 

Antologia składa się z dwóch części. Pierwsza – obszerniejsza – zawiera listy tych, którzy osobiście zetknęli się z Schulzem i zechcieli podzielić się z Ficowskim poświęconą mu wzmianką, lub wspomnieniem. Druga – skromniejsza – odnosi się do osób z bliskiego kręgu Schulza, listy zawierają informacje np. o Józefinie Szelińskiej – jedynej oficjalnej narzeczonej pisarza. 

Perły w kolekcji, czyli korespondencja autorstwa Schulza doczekała się oddzielnych wydań, w omawianym tomie nie znajdziemy także listów Szelińskiej do Ficowskiego. 

W konkursie na najciekawsze wspomnienie bezapelacyjnie wygrywa Maria Budratzka-Tempele, którą Bruno uwiecznił w wieku 20 lat, a portret ów przetrwał do naszych czasów. Nosi wymowny, iście schulzowski tytuł “Niedosiężna glorietta”, który rzekomo nawiązuje do przedstawionego na drugim planie pawilonu. W rzeczywistości chodzi o kobietę, w schulzowskiej już, acz delikatnej jeszcze manierze: wyeksponowane prawie do kolan nogi, wysunięta do przodu stopa, pończochy, elegancki bucik. Z niego to podczas pracy Schulz wypił nieco wina. Suknia portretowanej zdawała mu się przezroczysta – widać piersi, jest i wierny pies, jeszcze nie o twarzy artysty.

Maria Budratzka-Tempele – śpiewaczka operowa, w tytule rysunku upatrywała przepowiednię swojej artystycznej kariery, w której nie brakowało sukcesów, ale najwyższych osiągnięć (występy w Metropolitan Opera, Vienna State Opera) i owszem.

W krakowskim MOCAK-u wciąż można obejrzeć wystawę “Bruno Schulz: Sex-Fiction”, opatrzoną komentarzem: “Bruno Schulz jest ofiarą stereotypu interpretacyjnego. Zrobiono z niego fetyszystę i masochistę. Podstawą tej diagnozy są „wyznania” artystyczne – rysunki i Xięga bałwochwalcza. Wystawa w MOCAK-u oraz towarzysząca jej publikacja starają się podważyć taki wizerunek, ponieważ wydaje się zbyt dużym uproszczeniem tej niezwykłej indywidualności.”

Trudno pojąć cel usilnego zaprzeczania faktom, potwierdzanym przez samego Schulza, jemu współczesnych (Andrzej Chciuk, Izydor Friedman, Irena Mitelman, Maria Budratzka-Tempele), czy biografkę Annę Kaszubę-Dębską. Książki “Bruno. Epoka genialna”, oraz “Bruno Schulz w oczach świadków” są dostępne w muzealnym sklepiku. Cóż… komentarz w kwestii rozpaczliwego zrównywania Artysty przez duże “A” z Człowiekiem przez duże “C” należałoby zostawić psychologom. 

My zaś cieszmy się z “szumu” wokół Schulza, wszak – nieważne – dobrze, czy źle, byle z nazwiskiem! Bądźmy świadkami wielu jeszcze publikacji na jego temat, z nikłym marzeniem odnalezienia rękopisu “Mesjasza”, albo listów Schulza do Szelińskiej w tle. 

Aleksandra Buchaniec-Bartczak

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa słowo/obraz terytoria.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s