PRZEZ WIEKI, ŻYDZI RZĄDZILI HANDLEM WÓDKĄ W POLSCE… Zapomniane dziedzictwo?

Dla Żydów jest nietypowe angażowanie się w rekreacyjne picie alkoholu – to jeden z powodów dla których polska szlachta zatrudniała ich do prowadzeniu karczm.

Kiedy Adam Mickiewicz potrzebował dla osadzenia jednej ze scen „Pana Tadeusza” (1834) w karczmie, szynkarza nazwał „Jankielem”, a miejsce opisał tak (Księga IV):

Nowa karczma nie była ciekawa z pozoru.

Stara wedle dawnego zbudowana wzoru,

Który był wymyślony od tyryjskich cieśli,

A potem go Żydowie po świecie roznieśli:

Rodzaj architektury obcym budowniczym

Wcale nie znany; my go od Żydów dziedziczym.

Karczma z przodu jak korab, z tyłu jak świątynia:

Korab, istna Noego czworogranna skrzynia,

Znany dziś pod prostackiem nazwiskiem stodoły;

Tam różne są zwierzęta: konie, krowy, woły,

Kozy brodate; w górze zaś ptastwa gromady

I płazów choć po parze, są też i owady.

Część tylnia, na kształt dziwnej świątyni stawiona,

Przypomina z pozoru ów gmach Salomona,

Który pierwsi ćwiczeni w budowań rzemieśle

Hiramscy na Syjonie wystawili cieśle.

Żydzi go naśladują dotąd we swych szkołach,

A szkół rysunek widny w karczmach i stodołach.

Dach z dranic i ze słomy, śpiczasty, zadarty,

Pogięty jako kołpak żydowski podarty.

Ze szczytu wytryskają krużganku krawędzie,

Oparte na drewnianym licznych kolumn rzędzie;

Kolumny, co jak wielkie architektów dziwo,

Trwałe, chociaż wpół zgniłe i stawione krzywo

Jako w wieży pizańskiej, nie podług modelów

Greckich, bo są bez podstaw i bez kapitelów.

Nad kolumnami biegą wpółokrągłe łuki,

Także z drzewa, gotyckiej naśladowstwo sztuki.

Z wierzchu ozdoby sztuczne, nie rylcem, nie dłutem,

Ale zręcznie ciesielskim wyrzezane sklutem,

Krzywe jak szabasowych ramiona świeczników;

Na końcu wiszą gałki, cóś na kształt guzików,

Które Żydzi modląc się na łbach zawieszają

I które po swojemu „cyces” nazywają.

Słowem, z daleka karczma chwiejąca się, krzywa,

Podobna jest do Żyda, gdy się modląc kiwa:

Dach jak czapka, jak broda strzecha roztrzęśniona.

Ściany dymne i brudne jak czarna opona,

A z przodu rzeźba sterczy jak cyces na czole.

W środku karczmy jest podział jak w żydowskiej szkole:

Jedna część, pełna izbic ciasnych i podłużnych,

Służy dla dam wyłącznie i panów podróżnych;

W drugiej ogromna sala. Koło każdej ściany

Ciągnie się wielonożny stół, wąski, drewniany,

Przy nim stołki, choć niższe, podobne do stoła

Jako dzieci do ojca.

Na stołkach dokoła

Siedziały chłopy, chłopki, tudzież szlachta drobna,

Wszyscy rzędem; ekonom sam siedział z osobna.

Po rannej mszy z kaplicy, że była niedziela,

Zabawić się i wypić przyszli do Jankiela.

Przy każdym już szumiała siwą wódką czarka,

Ponad wszystkimi z butlą biegała szynkarka.

W środku arendarz Jankiel, w długim aż do ziemi

Szarafanie, zapiętym haftkami srebrnemi,

Rękę jedną za czarny pas jedwabny wsadził,

Drugą poważnie sobie siwą brodę gładził;

Rzucając wkoło okiem, rozkazy wydawał,

Witał wchodzących gości, przy siedzących stawał

Zagajając rozmowę, kłótliwych zagadzał,

Lecz nie służył nikomu, tylko się przechadzał.

Żyd stary i powszechnie znany z poczciwości,

Od lat wielu dzierżawił karczmę, a nikt z włości,

Nikt ze szlachty nie zaniósł nań skargi do dworu;

O cóż skarżyć? Miał trunki dobre do wyboru,

Rachował się ostróżnie, lecz bez oszukaństwa,

Ochoty nie zabraniał, nie cierpiał pijaństwa,

Zabaw wielki miłośnik: u niego wesele

I chrzciny obchodzono; on w każdą niedzielę

Kazał do siebie ze wsi przychodzić muzyce,

Przy której i basetla była, i kozice.

Muzykę znał, sam słynął muzycznym talentem;

Z cymbałami, narodu swego instrumentem,

Chadzał niegdyś po dworach i graniem zdumiewał,

I pieśniami, bo biegle i uczenie śpiewał.

Chociaż Żyd, dosyć czystą miał polską wymowę,

Szczególniej zaś polubił pieśni narodowe;

Przywoził mnóstwo z każdej za Niemen wyprawy

Kołomyjek z Halicza, mazurów z Warszawy;

Wieść, nie wiem czyli pewna, w całej okolicy

Głosiła, że on pierwszy przywiózł z zagranicy

I upowszechnił wówczas w tamecznym powiecie

Ową piosenkę, sławną dziś na całym świecie,

A którą po raz pierwszy na ziemi Auzonów

Wygrały Włochom polskie trąby legijonów.

Talent śpiewania bardzo na Litwie popłaca,

Jedna miłość u ludzi, wsławia i wzbogaca:

Jankiel zrobił majątek; syt zysków i chwały,

Zawiesił dźwięcznostronne na scianie cymbały;

Osiadłszy z dziećmi w karczmie, zatrudniał się szynkiem,

Przy tem w pobliskiem mieście był też podrabinkiem,

A zawsze miłym wszędzie gościem i domowym

Doradcą; znał się dobrze na handlu zbożowym,

Na wicinnym: potrzebna jest znajomość taka

Na wsi. – Miał także sławę dobrego Polaka.

Dzisiaj wydaje się to dziwną ideą: poza “Nazarian Night Club” i kilku miejscach w East Village w Nowym Jorku, jacy Żydzi mają bary? Jednak w XIX-to wiecznej Polsce, około 85% licencjonowanych szynków było dzierżawionych przez Żydów. Przez to, wykreowany został stereotyp karczmarza, który miał brodę, jarmułkę i pejsy. Żydowska dominacja w polskiej kulturze związanej ze spożywaniem alkoholu była tak pełna, i trwała tak długo, że Polacy po prostu z założenia widzieli związek między Żydami a wódką. Jak mówi polskie przysłowie: „Chłop u Żyda pije – Żyd go w kieszeń bije”.

W przeciwieństwie do przechowywania w zbiorowej pamięci wydarzeń, które miały miejsce 5000 lat temu (wyjście Izraelitów z Egiptu, co upamiętnia święto Pesach) – historia żydowskich szynkarzy właściwie znikła z naszej zbiorowej pamięci. Żydzi weszli w ten biznes, dominowali w nim w całym regionie, a potem zniknęli równie szybko jak w nim zaistnieli. Nie ma nic w historii żydowskiej tak zaprawionego alkoholem, jak ten szczególny okres w historii Polski. Nie istnieją żadne „żydowskie” drinki, czy alkohole, które są specyficznie żydowskie. Nie było żadnych przełomowych żydowskich wynalazków w tym przemyśle, a czysto żydowskie skojarzenia ze światem alkoholu są właściwie żadne.

Dlaczego?

Żydzi zostali szynkarzami w Polsce z powodu specyfiki polskiej gospodarki. Między innymi, ale jednak główną przyczyną, był wzrost cła eksportowego nałożony [przez zaborcę – głównie poruszamy się po zaborze rosyjskim, tzw. Królestwie Polskim – przyp. Red.] na producentów zboża do tego stopnia, że sprzedaż za granicę przestała być opłacalna [był to zabieg zaborcy rosyjskiego, który dążył do całkowitego uzależnienia Polaków od Rosji, a jednocześnie do wzmocnienia producentów z Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie cła wywozowe nie obowiązywały – przyp. Red.] Szlachta – właściciele ziemscy zajęli się więc przerobem zboża na alkohol, żeby zdobyć coś wartego pieniędzy. Żydzi, których obowiązywał zakaz posiadania ziemi, członkostwa w cechach rzemieślniczych czy gildiach kupieckich, zdobywania wyższego wykształcenia, byli naturalnymi partnerami: mogli pracować na rzecz destylarni i obsługiwać handlowo końcówkę procesu: detaliczny wyszynk.

Glenn Dynner, historyk specjalizujący się w dziejach Żydów we wschodniej Europie, który napisał pracę pt. „Yankel’s Tavern” [Karczma Jankiela], uważa, że te zajęcia – karczmarzy i osób zaangażowanych w produkcję alkoholu, było w tamtych czasach apogeum ekonomicznej działalności Żydów.

Opisuje to analogicznie do okresu, w którym wzrosło zapotrzebowanie na księgowych: ambitne miejsce pracy dla klasy średniej, gdzie można zaoferować konkretne umiejętności za potencjalnie dobre wynagrodzenie. Dynner zauważa: „dzierżawili karczmy, ponieważ dla wschodnioeuropejskich Żydów, nie było wiele alternatyw”.

Z kolei, polska szlachta, chciała mieć Żydów w swoich karczmach, ponieważ wierzyła w to, że Żydzi, w większości, nie piją. Dynner podaje wiele przykładów, żeby powyższe zdanie uznać za mit. Jednak było to powszechne przekonanie: XIX-to wieczny ziemianin Antoni Ostrowski opisuje Żydów jako „zawsze trzeźwych”, i dodaje „pijaków niewielu spotkasz między Żydami”. I rzeczywiście: chłopskie przysłowia naigrywają się z głupoty Żydów, którzy mając do dyspozycji tyle wódki, sami nic nie piją.

Różne źródła opisują watahy pijanych Polaków przewijających się przez szynki i leżących wedle płotów, podczas gdy Żydzi wysysają tychże z pieniędzy i rozpijają jeszcze bardziej, żeby wyszarpnąć ostatnie grosze na wódkę. Z biegiem czasu, takie opowieści wykrystalizują czysty antysemityzm.


 Szatan namawia, Żyd nalewa, śmierć czeka…

Jako anegdotyczny, podaje się zapisek pewnego księdza z 1912 r. [brak źródła – przyp. Red.]: „nasze małe miasta i miasteczka nie są już dłużej nasze, należą do obcych. Magistraty tylko wydają się rządzić, ale monopol wódczany ma prawdziwą władzę. Trzeźwi Żydzi, w cichej bitwie gospodarczej, narzucili nam swoje jarzmo”.

Tak, w 1912 r.: chociaż wielu naukowców opowiadała się za tym, że dominacja Żydów w polskim handlu alkoholem zakończyła się w XIX w. Dynner pokazuje dowody na to, że trend dotyczył wczesnych lat XX w. Więc, przez całe pokolenia ukształtował się w Polsce obraz, że jeśli szukasz alkoholu – musisz handlować z Żydami, a co bardziej istotne dla kultury żydowskiej, bycie Żydem we wczesnej erze nowożytnej, znaczyło być zaangażowanym w biznes związany z wódką. Około 100 lat temu, blisko ¾ światowej populacji żydowskiej mieszkało w Polsce lub na Litwie, a około 30% z nich trudniło się jakimś wycinkiem tego biznesu.

Ale cóż się stało później? Gdy Żydzi z Europy zachodniej cieszyli się owocami emancypacji, ich wschodni bracia wyjeżdżali do Ziemi Izraela, albo do USA, gdzie horyzonty ekonomiczne i zawodowe były znacznie szersze, a co za tym idzie, imperatywy leżące u źródła powodzenia zaangażowanie w przemysł alkoholowy, właściwie nie istniały.

Nawet rodzina Bronfmanów, światowych liderów w produkcji alkoholu, nie wiąże swojej historii z szynkami w Polsce: oryginalnie zajmowali się uprawą tytoniu w Besarabii (Rumunia/Mołdawia). Po pogromach w carskiej Rosji w 1889 r. uciekli do Saskatchewan w Kanadzie, gdzie patriarcha Jechiel dostał pracę przy kolei, a następnie w tartaku, zanim on i jego synowie, łącznie z Samuelem, który zbudował ostatecznie imperium Seagram, mogli dorobić się środków na otwarcie własnego przedsiębiorstwa. Sprzedawali drzewo opałowe i owoce morza, dopiero później kupili hotel, gdzie zobaczyli jakie zyski przynosi sprzedaż alkoholu. Do tego stopnia, że zajęli się jego dystrybucją, ciesząc się z pozycji, jaką dawała im Kanada, położona za granicą kraju w którym obowiązywała prohibicja.

Nie ma w alkoholowej historii Żydów nic ponad tradycję picia śliwowicy – alkoholu produkowanego bez użycia zboża – na Pesach, i tego by przypomnieć ten okres historii Polski kiedy to Żydzi polewali jak kraj długi i szeroki. Jest to fragment ekonomicznej historii diaspory żydowskiej: przez stałe skupianie się na edukacji i podnoszeniu kwalifikacji, Żydzi zaadaptowali się do wkraczania w dziedziny aktualnie otwarte i dające pracę. W XIX w. w Polsce, to była branża alkoholowa. Kiedy wyjechali, nie zabrali jej ze sobą.

Autor: Steven I. Weiss, dziennikarz i wydawca The Jewish Channel. Twitter @steveniweiss.

Link do oryginału:

http://www.tabletmag.com/jewish-news-and-politics/165467/jews-and-booze?utm_source=tabletmagazinelist&utm_campaign=35ed0c49ce-3_11_2014&utm_medium=email&utm_term=0_c308bf8edb-35ed0c49ce-206974073

Tłum. Red.

Dodaj komentarz