Czas akcji: jeden rok z życia wzięty (wyjęty). Miejsce (główne) akcji: Kraków/Warszawa, Warszawa/Kraków. Osoby: Anonimowy On – Przyjaciel i Nie-anonimowa Ona – Roma. Diagnoza: nowotwór. Wcześniej niż miłość przyszła choroba. Bywa.
Na jednym z obrazów Ligockiej samotny mężczyzna w za dużej marynarce i kapeluszu siedzi z kieliszkiem wina przy kawiarnianym stoliku. Nostalgicznym, a może po prostu smutnym wzrokiem patrzy w nicość.
Drugoplanowa ‘Lady in Red’ także przykuwa uwagę. Autorka obrazu uwielbia czerwone suknie. Tak, to ona we własnej osobie! Zalotna, a może bardziej czujna? Gotowa podejść, złapać za rękę, pogłaskać. Dostawić krzesło i kieliszek prosecco, kupić węższą marynarkę, gdy waga chorobliwie spada.
To miał być jego ulubiony obraz. Nigdy nie zawisł na żadnej ścianie, stało się jednak coś o wiele ważniejszego – ożył. W chorobie jeden dobry dzień jest na wagę złota. Dane im było spędzić ze sobą rok. Chwilami smutny jak jego spojrzenie, chwilami radosny jak jej sukienka.
Konglomerat uczuć. Bezradność – bo chce się pomóc, a nie bardzo można. Nieufność – czy aby lekarze wiedzą, jak leczyć i robią wszystko, co w ich mocy. Złość – bo dusza jeszcze młoda i tyle jeszcze by chciała: pójść w góry, pojechać do Wiednia. Wstyd – patrzenia na intelektualistę, który czarująco rozprawia o malarstwie i literaturze, a chwilę potem przewraca się, zaplątany w rurki kroplówki. Upokorzenie – piżamą i ponurą szpitalną salą, wyproszonym dostępem do mikrofalówki w pokoju pielęgniarek. Ulga – bo w szpitalu myślą za nas. Pozostaje tylko rozmowa, dostawa książek, gazet i płyt, dożywianie wymizerowanego pacjenta.
W polskich szpitalach karmią marnie. Roma gotuje, lub zamawia w restauracjach, przywozi i namawia do jedzenia. Jedzenie oznacza życie – odzywa się w niej wojenna matczyna przestroga.
W środku mroźnej zimy gorąca sycylijska pizza! Na ten pomysł wpada jadąc taksówką do warszawskiego „domu”; chwilę później, z pudełkiem przyjemnie grzejącym dłonie wraca na wspólną szpitalną ucztę.
Na umieranie się spóźniła, na pogrzeb przyszła z bukietem dwunastu czerwonych róż – po jednej za każdy wspólny miesiąc. Aksamitny jak płatki i raniący jak kolce kwiatów. Pozwoliła sobie na dłuższą niż sziwa żałobę, którą w końcu przezwyciężyła metodą „jednego dobrego dnia”. Na siłę, z ciekawości, na przekór wszystkim i wszystkiemu… Wstań, umyj się, ubierz, wyjdź z domu, kup sobie coś ładnego, uśmiechnij się do kogoś w kawiarni, zjedz dobry obiad, wypij kawę, usiądź na ławce w parku, poczytaj książkę… I tak jeden dzień, drugi, trzeci… Poradziła sobie ze stratą, bo w tym zawsze musiała być dobra.
Ligocka wciąż analizuje swoje traumy i stawia ważne, najważniejsze bodaj pytanie: jak spędziłaś życie i co ci się w nim najbardziej podobało?
A co najbardziej podobało się jemu? Zdążyła o to zapytać, czy gra w karty choroby ze śmiercią zbyt mocno pochłaniała ich oboje? Przyglądając się ulubionemu obrazowi nietrudno zgadnąć, że była to czerwona suknia, a raczej dama w czerwonej sukience. Może gdzieś tam nuci sobie pod nosem… ‘The lady in red is dancing with me, cheek to cheek / There’s nobody here, it’s just you and me / It’s where I want to be / But I hardly know this beauty by my side / I’ll never forget the way you look tonight.’
Podejdźmy do stolika samotnego mężczyzny i kobiety w czerwonej sukience. Dosuńmy krzesła, ustawmy kieliszki, obojgu powiedzmy komplement; podziękujmy, że zaistnieli w naszym życiu i czegoś ważnego nas nauczyli.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.