Trzy kobiety i listy, listy, listy… Zaginione – Bruno* Schulza do Józefiny Szelińskiej i powojenne – tytułowej narzeczonej do znanego schulzologa – Jerzego Ficowskiego; pieczołowicie przechowane przez wierną dziełu męża Elżbietę Ficowską; udostępnione tej, którą uznała za godną zmierzenia się z tematem Juny i Bruna.
Tuszyńską inspiruje utracone i obecne. Z pogłosek, faktów i przeczuć tka niezwykłą opowieść, którą trudno nazwać biografią. Tajemnicą poliszynela jest, że świetnie pisze, ale w “Narzeczonej Schulza” przeszła samą siebie. Tuszyńskiej pisarce przychodzi w sukurs Tuszyńska psycholog (samorodny) i Tuszyńska kobieta. Tak zdolne i wrażliwe trio musiało stworzyć wyjątkową narrację i klimat tej narracji.
Schulz wypatrzył Szelińską na drohobyckiej ulicy. Elegancka, postawna, dumna. Chorobliwie nieśmiały, przez kolegę poprosił o pozowanie do portretu, na które ona się zgodziła. I tak to się zaczęło. Fascynacja, miłość, narzeczeństwo, rozstanie. On nie potrafił opuścić Drohobycza, w którym ona się dusiła, ani stworzyć prawdziwego związku, na którym jej zależało.
Brunon – Bruno – Geniusz. Pięknie rysował, wzniośle pisał, ale obok Sztuki jest jeszcze zwyczajne życie. Zbyt wielki, zbyt inny, zbyt dziwny, nie nadawał się na męża i ojca.
Józefina – Junona – Juna. Przeżyła wojnę w Warszawie, na tzw. aryjskich papierach. On zginął w Drohobyczu, od nieprzypadkowej kuli esesmana Günthera.
Absolwentka Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, posiadaczka doktoratu z polonistyki i pierwsza tłumaczka “Procesu” Kafki, po wojnie objęła posadę dyrektora w Bibliotece Głównej gdańskiej WSP. I nigdy, ale to nigdy nie opowiadała o przeszłości, ani swoim związku z Schulzem. Jednemu Ficowskiemu, który w książkach i artykułach posługiwał się wyłącznie inicjałem jej imienia. Na wyraźne życzenie, ba! żądanie Szelińskiej.
Piękna, inteligentna, wykształcona. Nie była stworzona do życia w cieniu choćby najukochańszego mężczyzny, a na taki właśnie cień sama się skazała. Po wielu, zbyt wielu latach – dzięki Tuszyńskiej – wreszcie z niego wychodzi.
Lektura “Narzeczonej Schulza” prowokuje liczne pytania, w tym niejedno kontrowersyjne. Co byłoby cenniejsze: odnalezienie zaginionego rękopisu “Mesjasza”, czy pakietu listów ukrytych na strychu nieistniejącego domu w Janowie?
Wielka Literatura, czy Wielka Miłość? Trudny wybór.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
* ”Ona też szybko zaczęła nazywać go Bruno. Nie Brunon, co byłoby zgodne z regułami gramatyki, w której oboje byli biegli. I nie Brunio, jak nazywali go w domu, z odrobiną drażniącej ją jednak ironii.”