Uciekinier z obozu śmierci w Treblince, Jakub Abram Krzepicki tak opisywał pomoc udzieloną mu przez Polaków:
„Około 1 w nocy zauważyłem, że nadchodzi starsza chrześcijanka.(…) Podszedłem bliżej i ujrzałem przed sobą sympatyczną twarz o dobrych oczach. Opowiedziałem jej krótko, kim jesteśmy, czego chcemy i sam byłem zaskoczony, kiedy kobieta wkrótce powiedziała, żebyśmy poszli z nią. Nie prosiła o żadną zapłatę, przeciwnie, zaproponowałem jej 50 złotych, ona mi odpowiedziała, że za taką rzecz nie bierze żadnych pieniędzy. Od mojej ucieczki z Treblinki to był pierwszy raz, kiedy ktoś, czy to Żyd, czy chrześcijanin, pomógł mi szukać ratunku i nie myślał o tym, żeby zedrzeć ze mnie skórę i nachapać się pieniędzy.
(…)
Gospodyni wkrótce przyniosła nam jedzenie, chleb z fasolą i garnek ciepłego gotowanego mleka. Kiedy zjadłem, wyjąłem 25 złotych i chciałem zapłacić za jedzenie. Chłopka powiedziała, że to za dużo, że ona nie chce zarabiać na nas, nieszczęśliwych ludziach. Ale ja nie chciałem nic wziąć z powrotem. Po jedzeniu pojawił się też gospodarz i poradził nam nie spieszyć się z podróżą do Warszawy, być ostrożnym i czekać, aż on da nam przewodnika. Tymczasem zrobiło się już ciemno na zewnątrz, wyprowadził nas z piwnicy do stodoły, przyniósł nam ciepły koc do przykrycia się i położyliśmy się spać. Spaliśmy dłuższy czas zdrowym, głębokim snem. Nawet we śnie czuliśmy, że znajdujemy się w stodole dobrych ludzi.„
Kim byli ci ludzie? Jest to rodzina ze wsi Wielgie i ich krewni w Warszawie. Co o nich wiemy? Nic, poza tym, że zajmowali się szmuglem. I nikt nawet nie zna ich imion i nazwisk. Pewno nie poznał ich nawet Krzepicki, któremu pomogli przeżyć. Cóż… wszyscy pamiętają o Duńczykach, którzy ratowali Żydów przed Niemcami, transportując ich na kutrach i łodziach do Szwecji. To była wielka akcja. Dzięki niej duński ruch oporu ma swoje drzewo w Jad Waszem. Jednak nie zapominajmy, że Duńczycy nie ryzykowali życiem, natomiast pobierali od Żydów średnio tysiąc koron (równowartość dwumiesięcznej przeciętnej pensji) za transport jednej osoby i król szwedzki wsparł swoim autorytetem całą akcję. Natomiast chłopi ratujący Krzepickiego nie chcieli przyjąć 25 złotych za chleb i mleko („to za dużo”). A przecież karą za udzielenie mu jakiejkolwiek pomocy była śmierć na szubienicy lub kula w głowę pod ścianą własnego domu. I nikt ich w tym nie wspierał, poza ich sumieniami.
Chłopi ze wsi Wielgie i ich krewni w Warszawie, którzy uratowali Krzepickiego, „uratowali cały świat”. Bo „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” głosi talmudyczna sentencja na medalu Jad Waszem za pomoc udzielaną Żydom podczas Zagłady. Na medalu, którego oni nie dostali i nigdy nie dostaną, bo nikt nigdy nie dowie się nawet, kim byli.
Do ocalenia świata konieczna jest – według odwiecznej tradycji talmudycznej – stała obecność na świecie trzydziestu sześciu cadikim (sprawiedliwych). Fakt, że świat wciąż trwa, dowodzi, że w każdym pokoleniu żyje gdzieś trzydziestu sześciu takich ludzi. Gdyby kiedyś zabrakło choć jednego z nich i liczba cadikim obniżyłaby się do trzydziestu pięciu – świat natychmiast przestałby istnieć, bo zawarte w nim zło zdominowałoby obecne w nim dobro.
Cadikim, od których postawy zależy istnienie świata, są ukryci. Nie odznaczają się niczym szczególnym. To szarzy, biedni, pozornie przeciętni ludzie, którzy są jednak niezwykli, bo postępują etycznie oraz czynią dobro z ukrycia i dobro to jest tak wielkie, choć najczęściej niedostrzeżone przez ogół, że równoważy, a nawet pokonuje zło całego świata.
Czy ci mieszkańcy wsi Wielgie spełniali oczekiwania stawiane „Cadikim Nistarim” („Sprawiedliwym Utajonym”) przez żydowską tradycję?
A jeżeli tak, to kim był uratowany przez nich Jakub Krzepicki?
Niewiele wiemy o przedwojennych losach uciekiniera z obozu w Treblince. Urodzony w 1915 roku, podobno był krawcem. Mieszkał w Gdańsku, wstąpił do wojska polskiego, walczył w kampanii wrześniowej, trafił do niemieckiej niewoli, z której uciekł. Przedostał się do Warszawy, znalazł się w getcie. 25 sierpnia 1942 roku został wywieziony do obozu śmierci w Treblince. W obozie spędził 18 dni, poznając wszystkie kręgi tego piekła, w którym Niemcy zamordowali latem 1942 roku około 300 tysięcy ludzi. Po ucieczce i powrocie do warszawskiego getta, relację ze swoich przeżyć przekazał Racheli Auerbach z podziemnej organizacji żydowskiej Oneg Szabat. Opowieść Krzepickiego została ukryta razem z innymi dokumentami jako część tzw. Archiwum Ringelbluma i odnaleziona 5 lat po wojnie. Rachela Auerbach tak zapamiętała Krzepickiego: „Teraz widzę go w pamięci – jeszcze żywego – stojącego w moim mieszkaniu. Niskiego wzrostu, z głową czarnych włosów i błyszczącymi niczym czarne diamenty młodymi oczami. Dwudziestopięcioletniego, krew z mlekiem: sam ogień. Ale mądrego niczym starzec, pewnego swoich decyzji. Jak dojrzały człowiek. Dzięki temu udało mu się wydostać z obozu śmierci.„

Relacja Krzepickiego o Treblince zawierała jedne z pierwszych, a zarazem najbardziej szczegółowe informacje naocznego świadka o ludobójstwie, dokonywanym na ludziach z warszawskiego getta. Krzepicki nadawał się na obserwatora jak nikt inny. Był odważny, inteligentny, spostrzegawczy i miał niezwykłą odporność psychiczną, wolę życia oraz niewiarygodne szczęście wspomagane sprytem. Prawie codziennie jeden krok lub gest dzieliły go od śmierci. Kilka razy znajdował się w grupie więźniów skazanych na komorę gazową. Kilka razy groziło mu rozstrzelanie. Jednak zawsze udawało mu się uniknąć śmierci zaradnością, lub po prostu cudem, czyli niezwykłym zbiegiem okoliczności. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Krzepicki miał do spełnienia w obozie specjalną misję. Misję sprawdzenia, czy świat zasługuje jeszcze na istnienie.
Ostatni „cud” zdarzył się 11 września. Krzepicki znalazł się w grupie „bezużytecznych” robotników, przeznaczonych do komory gazowej. I wtedy nastąpiło coś niezwykłego. Jego przyjaciel, którego żona i córeczka zostały zamordowane gazem parę dni wcześniej, w akcie zemsty zaatakował nożem esesmana przeprowadzającego selekcję. Skutecznie, bo niemiecki zbrodniarz zmarł. Tym mścicielem był żołnierz argentyńskiej armii – Meir Berliner. Został zmasakrowany i zatłuczony w kilka minut później łopatami przez esesmanów i tzw. Ukraińców. Wtedy, zamiast wysłania więźniów do komory gazowej, Niemcy rozpoczęli ich natychmiastowe rozstrzeliwanie. Krzepicki znów ocalał: „Stałem tam, a los tak się ze mną bawił, że zabrali jednego z mojej prawej strony, drugiego z lewej, a ja pozostałem.” Dla Krzepickiego czyn i śmierć Berlinera stały się ostatecznym impulsem do ucieczki.
Krzepicki w ciągu kilkunastu dni poznał dogłębnie funkcjonowanie obozu, z okresu, gdy trwała Grossaktion Warschau i codziennie gazowano w nim tysiące ludzi. Został zmuszony do pracy przy wszystkich etapach zbrodni: od asystowania na kolejowej rampie, poprzez wynoszenie z wagonów ciał ludzi zmarłych podczas transportu, do sortowania odzieży po ludziach zagazowanych, aż do zakopywaniu zwłok. Widział całą potworność niemieckiego okrucieństwa. Krzepicki był człowiekiem empatycznym: najbardziej charakterystyczne było to, że zapamiętał i najczęściej wspominał ludzi, którzy desperacko walczyli o ocalenie swojego życia. Wydawało się im, że to się uda, ale Niemcy nie mieli wobec nich litości. To nim wstrząsało najbardziej. Ich los opisuje na wielu przykładach. Oni byli mu najbliżsi.
To ludzie, którym udało się nie umrzeć z braku wody i tlenu podczas podróży do obozu. „Niekiedy słychać było jęki. To jęczeli ci, co ocknęli się z omdlenia i słabym głosem błagali o wodę. Ale nie mieliśmy czym ich cucić. Sami nieomal konaliśmy z pragnienia.„
Później byli to np. dwaj młodzi Żydzi, którzy przez godziny ukrywali się „zawieszeni” pod wagonem kolejowym i gdy pociąg już odjeżdżał zostali dostrzeżeni i zamordowani. A także dziewczyny schowane pod stosem ubrań ludzi wysłanych do komory gazowej, które nie wytrzymały braku wody, wyszły z ukrycia i zostały natychmiast zamordowane. I chłopak, który przeżył rozstrzelanie – bo kula poszła bokiem jego głowy i tylko zraniła mu policzek – po czym odczekał wiele godzin pod zwałem trupów i został po zauważeniu przez Niemców powtórnie rozstrzelany – tym razem skutecznie. Kolejni, których wymienia Krzepicki, to ludzie zamordowani tylko dlatego, że zwrócili na siebie uwagę oprawców: lekarz z Warszawy z zabandażowaną ręką, Żyd, który pracował przy kuchni i oparzył się, także młody człowiek, któremu puchły nogi. Wszyscy „wyleczeni” kulą w głowę.
I dziewczyna, która „wpadła na pomysł: przebierze się i wmiesza się między mężczyzn, którzy tu pracują. Złapała gdzieś jakieś ubranie i wyszła na zewnątrz baraku, ale krótko trwała ta maskarada. Rozpoznana, została zbita, kazano się jej rozebrać do naga, i przepadła razem z pozostałymi.„
„Widząc sceny w baraku, słysząc rozmowy i płacze, cierpiałem bez miary. Patrzyłem na przepiękne dzieci, jak małe aniołki, na młode dziewczyny ledwo rozkwitłe, serce pękało we mnie z bólu i wściekłości, jak można tak niszczyć tyle piękna. I w tym samym czasie czerpałem z tego jedną naukę: uciec, uciec stąd, dożyć zemsty (…)” – wspominał Krzepicki.
Człowiek popędzany kijami, stale zagrożony śmiercią, wiecznie spragniony wody, zamęczony morderczą pracą przy noszeniu zwłok i bity przez nadzorców, staje się bezwolnym automatem. Ale nie Krzepicki. On stara się nie tylko dokładnie poznać obóz (zakrada się nawet do komory gazowej), ale także pomagać innym. Proponuje więźniom wspólną ucieczkę, marzy o zbiorowym zaatakowaniu strażników, podaje jedzenie głodnym, gdy tylko pojawia się taka możliwość, pomaga kobietom rozbierającym się przed komorą gazową w związywaniu razem zostawianych par butów, za co zostaje pobity przez esesmana.
Cały czas myśli o ucieczce. „Dalej, dalej, uciekać stąd, bo oszaleję!(…) Jeszcze raz w życiu chcę zobaczyć ludzi ze spokojnymi twarzami, w innej sytuacji niż gonieni pod batami w śmiertelnym pędzie.” „Nawet przez minutę nie chciałem pogodzić się z myślą, że muszę tu umrzeć„.
Wreszcie 13 września 1942 roku Krzepicki podejmuje decyzję: „Tego dnia muszę uciekać za wszelką cenę, żeby mieć czyste sumienie, nawet jeśli zostanę zabity, będę wiedział dlaczego.” Udaje mu się dotrzeć w pobliże wagonów wypełnionych ubraniami zamordowanych ludzi, niezauważony chowa się pod nie, nie zostaje wykryty podczas kontroli, po kilku kilometrach wyskakuje z pociągu.
Zaczyna się kilkutygodniowa epopeja ukrywania się i jednocześnie wędrówki do Warszawy. Teraz to on jest tym człowiekiem, który desperacko walczy o ocalenie swojego życia i wydaje mu się, jak tamtym w obozie, że to jest możliwe. „Piękne niebo, las z drzewami, a dla mnie ten świat jest za ciasny. Chcę umrzeć śmiercią naturalną.” – wspomina uciekinier.
Jednak jego starania o przetrwanie to nie tylko indywidualna walka o życie. To poddanie rzeczywistości na zewnątrz obozu najważniejszej próbie. Krzepicki nie werbalizuje tego w swoich wspomnieniach, ale dla nas, gdy po 80 latach śledzimy jego losy, jest to oczywiste: to opis najważniejszego testu, któremu zostaje poddany świat. Krzepicki swoją ucieczką stawia pytanie: czy świat poza obozem różni się jeszcze w swojej istocie od Treblinki? Jeżeli Krzepicki zostanie zdradzony, wydany Niemcom, jeśli ludzie odmówią mu pomocy, jeżeli będą go postrzegali włącznie jako okazję do łatwego zarobku, a nie zobaczą w nim nieszczęśliwego człowieka, walczącego o życie, uciekiniera z piekła, to będzie znaczyło, że cały świat jest już Treblinką. Taki świat, według biblijnych standardów etycznych, nie zasługuje na ocalenie.
Krzepicki przez następne dni doświadcza ze strony ludzi, których prosi o pomoc – zarówno od Polaków jak i Żydów – obojętności, nieuczciwości, chciwości. Nawet okrucieństwa. Odmawiają mu noclegu, odmawiają sprzedaży chleba. A gdy godzą się, żądają ogromnych kwot. Opowiadał później Racheli Auerbach: „zarówno Żydzi, jak i okoliczni chłopi wyciągali od zbiegów z Treblinki olbrzymie sumy za każdą drobnostkę.„. I jedni i drudzy doskonale wiedzieli, że w Treblince odbywa się masowa zbrodnia i nie powstrzymywało ich to przed chęcią maksymalnego wykorzystania uciekinierów.
To bardzo ważna obserwacja, bo poświadcza, że to nie nienawiść do Żydów stała za obojętnością, chciwością i bezwzględnością ludzi, którzy kazali płacić zbiegom z Treblinki ogromne sumy za chleb, wodę, czy nocleg. A taki jest dominujący pogląd w publicystyce historycznej zajmującej się Holokaustem. Jednak to nie antysemityzm Polaków był przyczyną, skoro przecież podobnie traktują Krzepickiego Żydzi. Diagnoza jest więc bardziej przerażająca: to uniwersalne cechy charakterystyczne dla postaw ludzi nie posługujących się w swoim postępowaniu ani moralnością, ani empatią. A takich była większość. Przecież Żydzi z okolicznych miasteczek starają się – podobnie jak polscy chłopi – obłowić na nieszczęściu ludzi, którzy cudem uniknęli śmierci w komorach gazowych. Nie wolno nam podważać jego diagnozy, bo nikt nie ma bardziej prawa do oceny ludzkich postaw wobec uciekiniera z obozu śmierci, niż Krzepicki.
I oto on trafia na chłopów we wsi Wielgie, którzy karmią go, ukrywają, pomagają przedostać się do Warszawy, gdzie zamieszka u ich krewnych.
„Również chrześcijanie z ulicy Złotej byli bardzo porządnymi ludźmi, prawie nic nie wzięli za przechowywanie nas przez te kilka dni, a żegnając, dali obietnicę, że jak przyjdzie nam uciekać z getta i szukać kryjówki, mamy do nich wstęp wolny. Po tych wielu wykorzystywaczach i nikczemnych kreaturach ci szlachetni chrześcijanie ze wsi Wielgie i ich krewni z Warszawy byli naszymi ratownikami i pomocnikami w największej potrzebie i niebezpieczeństwie. Niech im zostanie odpłacone to dobro, które nam uczynili.” – tymi słowami kończy ocalony Krzepicki swoje wspomnienia i tymi słowami żegna się ze światem. Ocalonym światem.
Krzepicki wrócił do getta, wstąpił do Żydowskiej Organizacji Bojowej, nie skorzystał z oferty Racheli Auerbach, która chciała umieścić go w ukryciu po „aryjskiej stronie”.
Jednak jego misja nie była jeszcze zakończona. Pozostał ostatni akt. Krzepicki wziął udział w powstaniu w getcie i zginął podczas walk 23 kwietnia 1943 roku.
Paweł Jędrzejewski
(cytaty z zapisanych przez Rachelę Auerbach wspomnień Krzepickiego pochodzą z książki „Człowiek uciekł z Treblinek… Rozmowy z powracającym”. Autorką tłumaczenia z jidysz jest Magdalena Siek)
Wspaniały ,odważny i sprawiedliwy w ocenach chłopak.Niech pamięć o Nim nam ,ciągle żywym towarzyszy. Jedno jeszcze moje spostrzeżenie po przeczytaniu tego wspomnienia-prawie zawsze gdy piszemy o hitlerowskich obozach śmierci natkniemy się na ukraińców.
PolubieniePolubienie