wieczór w obozie
na ciele oprawczyni
sukienka w kwiatki
Kto pisze haiku na taki temat, w dodatku na wakacjach?! Otóż przydarzyło mi się, nie dalej jak tydzień temu. Nie znam pojęcia lekkich lektur urlopowych, zabieram ze sobą to, co aktualnie czytam.
Bezpośrednio zainspirowało mnie chyba jedno z zamieszczonych w książce zdjęć, opatrzone podpisem: “Na folwarku w Dzierżąznej pod Zgierzem, zwłaszcza w niedziele, Eugenia Pol chodziła w letnich, zwiewnych sukienkach w kwiaty.” W głównym obozie dla dzieci i młodzieży przy ul. Przemysłowej w Łodzi pełniła funkcję nadzorczyni. Zasłynęła z wyjątkowego okrucieństwa.
Spektrum stosowanych przez nią tortur poraża, czyniąc lekturę “Kata polskich dzieci” wyjątkowo trudną, nawet dla osoby oswojonej z tematyką obozową.
Kim była Eugenia Pol (w czasie wojny Genowefa Pohl)? Folksdojczką, młodą kobietą bez wykształcenia, trybikiem w nazistowskiej machinie. Była nikim, może właśnie dlatego nadrabiała gorliwością, chęcią przypodobania się przełożonym. Kto wie, czy nie katowała z jednego tylko powodu – bo mogła.
Sukienka w kwiatki na ciele oprawczyni nabiera symbolicznego znaczenia, stanowi ilustrację teorii banalności zła Hannah Arendt.
W styczniu 1945 roku potwór Pohl opuściła obóz, “poszła sobie pieszo do domu”. Niepokojona przez nikogo szara obywatelka Pol pracowała m.in. jako intendentka w żłobku. Przed byłymi więźniarkami uciekała, albo “pożyczała” im pieniądze. Dopiero w 1970 roku została aresztowana. Brat Mieczysław nie ustawał w staraniach o zapewnienie siostrze pozytywnych opinii z czasu służby na Przemysłowej. Ona sama nigdy nie przyznała się do zarzucanych jej czynów. Z zasądzonych dwudziestu pięciu lat odsiedziała kilkanaście. To i tak sporo, biorąc pod uwagę, ilu zbrodniarzy umknęło sprawiedliwości.
Największą zaletą książki Błażeja Torańskiego, poza przybliżeniem prawdziwej historii, jest zderzenie kata z poprawną obywatelką, gdzie obie te role odgrywa ta sama osoba. Modyfikatorem są okoliczności – wojenna graniczna sytuacja i powojenna normalność, o ile można o niej w ogóle mówić w przypadku reżimu komunistycznego.
Zmiana nazwiska, zmiana kostiumu wystarczy, by być kimś innym. Pozornie, nie dla wymiaru sprawiedliwości, ale jednak… przez szereg lat, w psychice oskarżonej do końca życia. Z psychologicznego punktu widzenia jest to równie smutne, co fascynujące.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka.