Początki, jak zawsze – były trudne. Uznany monachijski fotograf Hoffmann obsesyjnie próbował zrobić zdjęcie Hitlerowi, o którym coraz więcej mówiono w politycznych kręgach. Nieudane podejścia sprawiły, że w końcu zdobył się na fortel – we własnym domu wydał ślubne śniadanie dla Hermanna Essera – znajomego członka wewnętrznego hitlerowskiego kręgu. Nie mogło na nim zabraknąć świadków: Drexlera i… Hitlera, który obiecał Hoffmannowi, że kiedyś pozwoli mu zrobić pierwsze zdjęcia. Dotrzymał słowa, a już jako kanclerz Rzeszy potrzebował ich coraz więcej.
Heinrich Hoffmann nie przyjął żadnego stanowiska, a tym samym nie wszedł do struktur władzy. Owszem, przeniósł się do Berlina, ale pozostał przedsiębiorcą, a jego znajomość z Hitlerem miała charakter osobisty.
Tym razem zamiast patrzeć na fotografie (choć jest ich w książce sporo), czas przeczytać wspomnienia Hoffmanna. Zrodzone z codziennych obserwacji, przekazane z pierwszej ręki okazują się być ciekawe i cenne; nie wydaje się także, aby autor nałożył na nie autocenzurę.
Sporo dowiadujemy się przede wszystkim o Adolfie Hitlerze, którego talent akwarelisty Hoffmann chwalił. Był wegetarianinem, nie palił, nie pił alkoholu, ale nie prowadził higienicznego trybu życia (nocne narady, seanse filmowe, lekomania). Nie znosił polowań. Lubił natomiast robić niespodzianki, zarówno prywatne, jak i służbowe. Współpracownikom wręczał dzieła sztuki, pasujące np. do funkcji, lub pasji danej osoby. Strój, pies (tylko duże, groźne rasy), gesty (zwiedzanie kościołów, w których nie modlił się, ale zawsze stosownie zachowywał) budowały wizerunek Wodza, który panicznie bał się ośmieszenia. Onieśmielała go własna nagość, co sprawiało, że bywał trudnym pacjentem, odmawiając np. prześwietlenia. Nie znosił, gdy stawiano go w kłopotliwych sytuacjach. Starał się panować nad emocjami, choć jego poirytowanie czytano łatwo. Szaloną radość (klepanie się w kolano) okazał tylko po podpisaniu Paktu Ribbentrop-Mołotow, oraz kapitulacji Francji. Obdarzony silną intuicją, miewał przeczucia, że wydarzy się coś złego. Być może dlatego żadna próba zamachu na Hitlera nie powiodła się, uniknął różnych wypadków i nieszczęść. Unieszczęśliwiał za to kobiety (próby samobójcze Ewy Braun i Unity Mitford, samobójstwo Geli Raubal). Czarujący wobec żon i dzieci swojej świty, nie znosił, gdy traktowane były przez nich pierwszoplanowo. Nieprzewidywalny w reagowaniu, chcący wiedzieć, ale nie tolerujący złych informacji, negujący okazywanie łaski (osłabia prawo). Obsesyjnie bał się otrucia, dlatego liczne prezenty spożywcze (np. ciasta pieczone przez wzorowe niemieckie gospodynie) nigdy nie trafiały na jego stół. Uwielbiał ogień w kominku, muzykę, film, rozmowy na tematy techniki, sztuki, teatru, architektury, astrologii i astronomii. Miał dryg do planowania budynków.
Führera i jego fotografa łączyły przyjaźń i zażyłość, ale… Córka Hoffmanna napomknęła kiedyś o brutalnej wywózce Żydówek, której była świadkiem w Amsterdamie. Wraz z mężem musiała nieomal uciekać z Obersalzbergu przed gniewem Hitlera i ewentualnymi konsekwencjami. Z kolei żonie Hoffmanna groził obóz koncentracyjny za pacyfistyczne poglądy, na szczęście skończyło się na areszcie domowym. Sam fotograf padł ofiarą intrygi Bormanna, oskarżającego go o nosicielstwo tyfusu, co skutkowało półrocznym ostracyzmem w bezpośrednim kręgu Hitlera.
Ponad dwa miliony zdjęć… Heinrich Hoffmann utrwalił Historię. To głównie dzięki niemu nie tylko twarz mordercy nad mordercami nigdy nie zostanie zapomniana, ale także zniszczone, a związane z nim miejsca, na czele z Berghof – rezydencją alpejską w pobliżu Berchtesgaden.
Pamięć i cześć należy się ofiarom, kaci po prostu zostaną w naszej świadomości – te dwie sprawy należy rozdzielić, nie likwidując materialnych śladów.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM.