Wymyślone miasto Lwów – Ziemowit Szczerek

Mam słabość, słabość do Lwowa, w sumie sama nie wiem, dlaczego. Chciwie sięgam po reportaż Ziemowita Szczerka, odnajduję w nim własne refleksje, spostrzeżenia, uwagi, choć ostatnio byłam w tym mieście w 2006 roku.  Pamiętam także wersję z pomnikiem Lenina przed Teatrem Opery i Baletu.

Lwów spłonął doszczętnie w 1527 roku. Na gotyckich zrębach powstały renesansowe kamienice – tak wygląda obecne Stare Miasto. Ciekawostkę stanowili Ormianie, obecni od średniowiecza, wypędzani z Kaukazu przez Turków i Tatarów, bogaci poddani polskich królów, władający językiem polskim. Oprócz Ormian – Żydzi, skupieni wokół sławnej synagogi Złota Róża. 

Gdy rozpadła się Monarchia Austro-Węgierska, Ukraińcy próbowali zająć Lwów i nawet im się to udało, ale Polacy skutecznie go odbili, a ponieważ byli to głównie endecy, zaraz po zwycięstwie urządzili pogrom ludności żydowskiej, rzekomo za wspieranie Ukraińców.

W mieście kilkukrotnie miała miejsce wymiana ludności: w czasie II wojny światowej wymordowano Żydów, po zakończeniu wojny wypędzono Polaków, zastąpili ich Rosjanie, a w latach 60-tych Ukraińcy z okolicznych wiosek. Sowiecki Lwów płynnie przeszedł w niepodległy, radziecki w ukraiński. W czasie Majdanu w Kijowie podniósł głowę. Próbowano spalić delegaturę MSW (w budynku, w którym Lem kupował owoce i słodycze). Milicja ukryła się, przez kilka dni nikt nie sprawował władzy, analogicznie jak w czasie wojny polsko-ukraińskiej.

Lwów był zawsze w pełni “zachodnioeuropejskim” miastem, wybudowanym na krańcach europejskiego świata. Głównie Austria nadała mu splendor i szyk. Nie nauczył się szanować przeszłości. Wyżyny, na które potrafi się wznieść, to klimatyczne, tematyczne (kuchnia żydowska, ormiańska), pomysłowe knajpy. Rynek i Stare Miasto – wizytówka dla spragnionych “wschodnich” wrażeń turystów. W Ratuszu mer kombinator, nowobogacki tzw. biznesmen. 

Pośród biedy i przedwojennego sznytu, współczesny – drogi i brzydki dom, który ma wszystko “przed” w głębokim poważaniu – oto metafora miasta. Zaś Autorowi bliżej do baciara, lubi rejon targu Dobrobut, “rachityczne czeburekarnie z gołębiami i wódką”, używa pięknego, kolokwialnego języka… 

W zapowiedzi recenzji nadmieniłam: To przecież także polskie miasto… I oto – proszę – pani, co jeszcze po polsku z lwowska mówić potrafi, zachęca Autora: “Ta czujcie si u siebi, bo on jest też wasz, tyn Lwów.” Nic dodać, nic ująć, rozsmakować się w sentymentach, na ściśniętym gardle nostalgią wznieść toast, zatęsknić do kamiennych lwów z Cmentarza Orląt Lwowskich, którym już chyba nigdy nie przywrócą oryginalnych napisów na tarczach: “Zawsze wierny”, “Tobie, Polsko”.

Przez toczącą się wojnę, w cieniu czołgów i spadających rakiet czai się strach, bo… nie wiadomo, co będzie za chwilę. Każdy detal miasta i opowieści o nim wyostrza się, zapada w pamięć. 

“I posłucham, i umrę z miłości ogromnej i z żalu / Bo inaczej to po cóż na ziemi tej wiecznej mi trwać?” – tak Bułat Okudżawa śpiewał o Gruzji. Do Lwowa też to pasuje.

Aleksandra Buchaniec-Bartczak

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s