Najwybitniejszy izraelski pisarz, przez wiele lat typowany na “żelaznego” kandydata do literackiej Nagrody Nobla słynął także z wyrazistych, wzbudzających kontrowersje poglądów politycznych. W stworzeniu dwóch odrębnych państw widział szansę na rozwiązanie kryzysu izraelsko-palestyńskiego, za co jedni go uwielbiali, inni nazywali zdrajcą.
Swoje myśli najpełniej ujął w formie esejów “Do fanatyków. Trzy refleksje”, lata wcześniej – w 1982 roku wyruszył w teren, co zaowocowało tomem reportaży “Na ziemi Izraela”. Wznowienie tekstów sprzed czterdziestu lat to ciekawe wydawnicze wyzwanie, rzucone czytelnikom, politykom, publicystom. Każdy bowiem zada sobie pytanie, jak owe reportaże mają się do współczesnego Izraela?
Czarne spieszy z pomocą – drugim wydaniem “Oczu zasypanych piaskiem” Pawła Smoleńskiego. Obie książki, zaliczane do słynnej reporterskiej serii powinno się czytać łącznie – wnioski nasuną się same.
W październiku i listopadzie 1982 roku Amos Oz odwiedził Jerozolimę i Zachodni Brzeg, z notatnikiem, nie dyktafonem. Rozmawiał z przedstawicielami różnych zawodów i politycznych frakcji, mimo to stronił od określeń “reprezentatywny obraz” czy “typowy przekrój”. Za mało miejsc, za mało osób, a może tylko Autor zbyt skromny?
Dwa reportaże szczególnie zapadły mi w pamięć. O dobrze znanym w pewnych kręgach obrazoburczym, szokującym panu C, który nie boi się żadnego określenia. Potwór? Morderca? Judeonazista? Antysemita? Proszę bardzo! Uważa, iż każdy naród ma kryminalną przeszłość, każdy wybijał tubylców: Amerykanie Indian, Australijczycy Aborygenów… Izrael też taki powinien być, oraz zmusić (choćby i podpalaniem synagog) Żydów do powrotu z diaspory.
Pan C mówi o żydowskiej chorobie, z której trzeba się jak najszybciej wyleczyć, odrzucić tkliwość i wymuskanie. Może sprawdzą się na planecie Małego Księcia, ale nie w Izraelu. Oferuje wymordowanie Arabów, a potem niech poeci i pisarze słowami uładzą rzeczywistość, przygotują grunt pod kulturę i etykę.
Kolejna opowieść… O spotkaniu przy kawiarnianym stoliku w Ramalli, dwóch wygadanych młodych Arabach i trzecim – milczącym starcu.
Zanim doszło do proklamowania państwa Izrael, Żydzi chcieli mieć swój kąt. Teraz go pragną Arabowie. Jest rozum, nie ma siły; jest siła, nie ma rozumu, zupełnie jak ze starością i młodością… Czy kąt dla każdego zagwarantuje pokój? Jedno jest pewne – nadejdzie z rozumu, nie z siły.
W końcu starzec przerywa milczenie; gwałtownie, acz uczciwie i bezstronnie wygarnia obu stronom prawdę. Bezbłędną hebrajszczyzną, łamiąc gramatyczny pakt unikania pierwszej osoby liczby mnogiej. A gdy złość mija, każe pozdrowić w gazecie pana Cohena, którego uważa za porządnego człowieka.
Uśmiecham się pod nosem, najchętniej zmieniłabym kolejność tekstów, żeby “Kąt” zamykał zbiór reportaży. Płynie z niego tęga pociecha – w ostatecznym rozrachunku liczy się zawsze człowiek i nasza indywidualna z nim relacja. Empatia, przyzwoitość, zdrowy rozsądek to wartości same w sobie, a zarazem konieczność, nie tylko na Bliskim Wschodzie.
Aleksandra Buchaniec-Bartczak
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.