27 stycznia po raz kolejny obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, który został uchwalony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2005 roku.
Gdy pamiętamy o milionach ofiar, chciałbym przypomnieć o jednym człowieku – Jankielu Wierniku, który w wyjątkowy sposób przyczynił się do poinformowania świata o zbrodniach dokonanych na co najmniej 900 tysiącach ludzi w obozie śmierci w Treblince.

2 sierpnia 1943 roku w obozie wybuchła rewolta żydowskich więźniów przeciwko obsłudze i kierownictwu obozu, czyli przeciwko Niemcom i tzw. Ukraińcom – jeńcom sowieckim, którzy byli zatrudnieni przez Niemców jako strażnicy obozowi i nadzorcy. Jankiel Wiernik odegrał w organizacji tego buntu ważną rolę, bo jako jeden z najbardziej fachowych robotników żydowskich w obozie miał prawo poruszać się pomiędzy obiema, oddzielnymi częściami obozu. Było to niezbędne przy koordynacji działań poprzedzających powstanie. W trakcie rewolty około czterystu więźniom udało się uciec z obozu. Z nich ostatecznie ocalało około siedemdziesięciu. Jednym z nich był Wiernik. Widział śmierć setek tysięcy ludzi, przeżył potworny koszmar, wreszcie znalazł się poza drutami.
I wówczas, gdy był już tak blisko wolności, śmierć spojrzała mu w oczy po raz kolejny:
Naszym celem było ujście w las. Najbliższy las był od nas oddalony o 8 km. Biegliśmy po bagnach, łąkach i rowach. Co krok strzelano za nami. Każda chwila była cenna. Byle do lasu, tam zbóje nie wejdą. Gdy pędząc co tchu przed siebie, zdawało mi się, że jestem uratowany – usłyszałem tuż za sobą «stój». Byłem już bardzo wyczerpany. Mimo to biegłem jeszcze szybciej. Widzę, las już bardzo blisko. Nieomal kilka kroków. Natężam całą siłę woli, by wytrwać. A tu pościg coraz bliżej. Już słyszę kroki mego prześladowcy. Nagle słyszę huk i w tym samym momencie czuję w lewej łopatce silny ból. Odwracam się, przede mną wachman z Treblinki karnej. Celuje znów we mnie z rewolweru. Automat dziewiątka. Znam się dobrze na broni. Zauważyłem, że rewolwer zaciął się. Wykorzystałem ten moment, zwolniłem celowo kroku. Wyciągnąłem siekierę zza pasa. Ukrainiec sam dobiegł do mnie i krzyczał po ukraińsku: «Stój, bo będę strzelał!» Zbliżyłem się do niego i przeciąłem mu lewą pierś siekierą. Padł u mych nóg z krzykiem: «J… twaju m…». Byłem wolny i wbiegłem do lasu.
Jankiel Wiernik przetrwał w obozie śmierci w Treblince cały rok. Był mistrzem stolarskim i cieślą. Jednym z jego głównych narzędzi pracy była siekiera.
Siekiera znów uratowała mu życie. Dzięki niej udało mu się uciec i ocaleć. Po kilkunastu godzinach przedostał się, ukryty w pociągu towarowym, do Warszawy.
Członek Rady Pomocy Żydom – podziemnej organizacji Państwa Polskiego – Władysław Bartoszewski wspominał po latach, że w początku sierpnia 1943 roku do drzwi mieszkania 77-letniego Stefana Krzywoszewskiego – pisarza, autora sztuk teatralnych, dziennikarza i byłego dyrektora teatrów miejskich w Warszawie, zapukał jego dawny pracownik. Był to właśnie Jankiel Wiernik. Pod kurtką miał wciąż schowaną siekierę, którą zabił ścigającego go strażnika. Żyd, który uciekł z obozu śmierci, bez kryjówki i pomocy nie miał szans na przeżycie więcej niż kilku godzin w Warszawie, gdzie obowiązywała godzina policyjna. Getto już nie istniało. Żydzi, którzy przetrwali, żyli w ukryciu. Nie było dokąd pójść. Przed wojną był zarządcą domu w Warszawie, którego właścicielem był Krzywoszewski. Później, w czasie okupacji znalazł się w getcie i ich kontakt się urwał. Za jakąkolwiek pomoc Żydowi karą była śmierć. Pomoc uciekinierowi z obozu śmierci, znającemu doskonale prawdę o niemieckim ludobójstwie, była czymś jeszcze bardziej niebezpiecznym. Rodzina Krzywoszewskich, która niedawno straciła syna zamordowanego w Auschwitz, pomogła Wiernikowi, udzielając mu schronienia. Wkrótce postarali się dla niego o podrobioną kennkartę wystawioną na cudze nazwisko. Później Wiernik ukrywał się u innych polskich rodzin. Bartoszewski wspomina, że Wiernik szybko nawiązał kontakt z tajnymi organizacjami Żydów ukrywających się w Warszawie. Ludzie ci zaczęli namawiać go, żeby spisał swoje przeżycia w obozie. Wiernik wzbraniał się – był stolarzem, a nie pisarzem – ale ostatecznie zgodził się i ukrywając się w warsztacie hydraulicznym Andrzeja Klimowicza (Nowy Świat 41) zimą 1943 roku spisał swoje wspomnienia.
Wiernik w sierpniu 1942 roku został, wraz z tysiącami innych więźniów getta, wywieziony do obozu śmierci w Treblince. Przeżył tam rok – ocalał dzięki swojej zaradności, inteligencji, a przede wszystkim dzięki temu, że był wysoko wykwalifikowanym cieślą i stolarzem z ogromnym doświadczeniem (Wiernik w 1942 roku miał już 53 lata). Gdy Niemcy zorientowali się w jego kwalifikacjach, zmusili go do budowania komór gazowych. Temu zawdzięczał fakt, że jako jeden z nielicznych mógł funkcjonować tak długo w obozie, bo ponad rok. Jako budowniczy komór gazowych wiedział wszystko zarówno o ich liczbie, sposobie funkcjonowania, jak i o metodach postępowania z ludźmi skazanymi na śmierć. Na własne oczy zobaczył to piekło, w którym Niemcy pomiędzy lipcem 1942 roku a październikiem 1943, zamordowali około 900 tysięcy ludzi.
Rada Pomocy Żydom miała do dyspozycji tajną drukarnię, której szefem był działacz Stronnictwa Demokratycznego Ferdynand Arczyński. Adolf Berman reprezentujący Żydowski Komitet Narodowy i Leon Feiner – przedstawiciel Bundu dostarczyli Arczyńskiemu rękopis wspomnień Wiernika w styczniu 1944 roku. Za kilkanaście dni broszura „Rok w Treblince” w nakładzie około 2000 egzemplarzy była gotowa.
Książka została w formie mikrofilmu przewieziona przez tajnego kuriera polskiego podziemia do Londynu. O zbrodniach niemieckich świat wiedział już wówczas wiele, przede wszystkim dzięki informacjom dostarczonym przez zarówno informatorów organizacji żydowskich jak i misji Jana Karskiego, który już w 1942 roku dostarczył na Zachód dokumentacje nazistowskiego ludobójstwa jako wysłannik polskiego podziemia. Jednak broszura Wiernika, przetłumaczona na angielski i jidysz, opublikowana w USA i w Palestynie, była czymś wyjątkowym – pierwszą bezpośrednią relacją naocznego świadka gazowania tysięcy bezbronnych ofiar.
Jankiel Wiernik rok później, w sierpniu i wrześniu 1944 roku wziął udział w powstaniu warszawskim, a po wojnie zeznawał w Polsce jako świadek w procesie Ludwiga Fischera – gubernatora dystryktu warszawskiego (skazanego na karę śmierci), a później – po emigracji do Izraela, w procesie Adolfa Eichmanna. Zmarł w Izraelu w 1972 roku w wieku 83 lat.
(opracował Paweł Jędrzejewski)