
Fot. Zachi Evenor צחי אבנור
Rozpoczął się nowy żydowski rok. Rosz ha-Szana to również Jom ha-Din, czyli Sądny Dzień. Zgodnie z tradycją, tego dnia Najwyższy Sędzia osądza postępowanie ludzi; dobrych zapisuje do Księgi Życia, a złych do Księgi Śmierci; wyrok na pozostałych zawiesza do dnia Jom Kipur.
Dni między Rosz ha-Szana a Jom Kipur to Dni Skruchy. W tym czasie każdy ma możliwość dokonania w spokoju rachunku sumienia, oczyszczenia się z grzechów, podjęcia decyzji o poprawie i wybaczeniu bliźnim wszystkich przewin oraz otrzymania odpuszczenia.
Tak mówi tradycja.
A co to znaczy dla mnie, któremu religia mówi bardzo mało albo prawie nic?
Na pewno nie będę się kajał za grzechy, które popełniłem świadomie lub nieświadomie.
Na pewno nie będę prosił nikogo o przebaczenie ani wybaczał uczynki mnie uczynione.
Ale w Jom Kipur pójdę do synagogi na Kol nidre.
To o mnie będą wypowiedziane słowa w języku, którego nie zrozumiem, ale które znam:
„Za przyzwoleniem Wszechmogącego i za zgodą tego zgromadzenia, zwołanego sądu niebiańskiego i zwołanego sądu niższego, udzielamy zgody na modlenie się z grzesznikami.”
To tam, słuchając Kol nidre, wspomnę moich najbliższych, którzy odeszli z tego świata.
To tam wspomnę również tych, których spalone w krematoriach prochy rozwiała wojenna pożoga.
To tam przyłączę się myślami do słów modlitwy:
„niech wybaczenie będzie dane całemu ludowi Izraela, jak i obcym, którzy przebywają pośród niego”
I jak zwykle wrócę do domu. Do normalnego, codziennego życia.
A Wam wszystkim – mojej rodzinie, przyjaciołom, znajomym, pobratymcom i tym, którzy są wśród nas lub z nami – życzę „A gutten kwittł” (dobrego zapisu).
Alex Wieseltier
2 października 2019